Irak, Ukraina i twarze imperializmu
20 marca rozpoczęła się inwazja na Irak. 9 kwietnia upadł Bagdad. 1 maja amerykański prezydent ogłosił, że „misja” została wykonana.
To wszystko dokładnie 20 lat temu, w 2003 r.. Inwazję rozpoczęto kampanią masowych bombardowań, której wojenni propagandziści nadali wdzięczną nazwę „szok i przerażenie”. Początek wojny to około 1700 ataków bombowych i rakietowych na Bagdad i inne główne miasta Iraku. Do końca kwietnia na Irak spadło prawie 30 tys. bomb. W tym ponad 1200 bomb kasetowych. W kolejnych dniach, tygodniach, miesiącach, latach… w Iraku używano także napalmu we współczesnej wersji, zubożonego uranu czy białego fosforu.
Liczba ofiar wojny w Iraku szacowana jest na pół miliona do miliona ludzi. To szacunki nadwyżkowych zgonów. Same bezpośrednie ofiary zbrojnych ataków wojsk okupacyjnych to co najmniej 100-200 tysięcy zabitych.
Wojna wzbudziła ogromne protesty na całym świecie. Choć nie zdołały one jej powstrzymać, miały swoją wagę. Gdy opór w Iraku zaczął narastać, zaczęła się sypać wojenna „koalicja chętnych” – to też ciekawa nazwa dla koalicji idącej na wojnę „bez żadnego trybu”.
A zaczął narastać z prostego powodu brutalnej rzeczywistości okupacji, której jednym z symboli było stosowanie na masową skalę tortur w więzieniu Abu Ghraib. Innym symbolem stała się Falludża, miasto wielkości Katowic, ze zniszczonymi 2/3 budynków mieszkalnych. Wbrew nadziejom atakujących Blitzkrieg w kolonialnym stylu nie oznaczał bezproblemowego prowadzenia okupacji i realizacji własnych geopolitycznych planów. Wojna okazała się katastrofą humanitarną, ale także klęską najeźdźców.
Medialna cisza
Polska była jednym z tylko czterech państw atakujących Irak od samego początku – obok Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Australii. Nigdy dość przypominania tego faktu. Taki był trzon “koalicji chętnych”.
Jednak w okrągłą rocznicę ataku w mediach panowała na ten temat grobowa cisza. Jakże inaczej niż 20 lat temu! Wtedy panował entuzjazm wojennego zgiełku. Saddam Husajn to dyktator! Przeciwnicy wojny z automatu klasyfikowani więc byli jako „zwolennicy Saddama Husajna”, w najlepszym razie jego pożyteczni idioci. On ma broń zagrażającą światu! Ale ma też ropę… więc bez zbytniej dyplomacji dywagowano o przyszłych polskich kontraktach „na odbudowę”. Gdy polskie wojska otrzymały kontrolę nad jedną ze stref okupacyjnych w Iraku, w mediach z dziecięcą radością nazwano ją „województwem irackim”.
Prezydentem był wtedy Aleksander Kwaśniewski, premierem – Leszek Miller. Marek Belka, zanim został kolejnym szefem polskiego rządu, zasiadał nawet w okupacyjnej “Tymczasowej Władzy Koalicyjnej Iraku”, odpowiadając w niej na przełomie lat 2003-2004 za politykę gospodarczą. Wszyscy ci politycy są dziś nobliwymi ekspertami “demokratycznej opozycji”.
W marcu 2003 r. pułkownik Roman Polko z batalionem Grom szturmował port Umm Kasr, po czym fotografował się z amerykańską flagą. Obecnie to generał, regularny uczestnik hokejowych meczów charytatywnych TVN i człowiek ponad podziałami. Chętnie występuje bowiem nie tylko w TVN, ale i w TVP, czy to jako ekspert od walki z „obcymi kulturowo” migrantami na granicy polsko-białoruskiej, czy to od wojny z „rosyjskimi hordami” w Ukrainie.
Nie trzeba pisać, kim jest dziś Jarosław Kaczyński, mówiący 20 lat temu w Sejmie, że „w perspektywie historycznej, w perspektywie, która odnosi się do Polski jako części cywilizacji euroatlantyckiej, mającej swoje korzenie w starożytnej kulturze obszaru Morza Śródziemnego, ta wojna jest także naszą wojną. I stąd bez zastrzeżeń powinniśmy popierać nawet drastyczne przedsięwzięcia, które są konieczne, by tę wojnę wygrać”.
Irak i Ukraina: powrót ideologicznych zombi
O wojnie w Iraku należy pamiętać nie tylko dlatego, że dawni entuzjaści nieprzypadkowo dziś w jej sprawie milczą. I nie tylko dlatego, że nikt za tę wojnę nigdy nie odpowiedział – poza odpowiedzialnością polityczną w niektórych państwach.
“Wspólnota międzynarodowa” nie zareagowała. Podobnie jak jej święte trybunały. Było coś symbolicznego w tym, że na trzy dni przed 20 rocznicą ataku na Irak Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Putina za zbrodnie wojenne. Podwójne standardy są tak banalną oczywistością, że nie warto się na ich temat rozpisywać.
Przede wszystkim powinniśmy pamiętać ze względu na to, że wciąż żyjemy w świecie imperializmu i wojen – czego przykładu nie trzeba daleko szukać. Wojna w Ukrainie przywołała nie tylko najgorsze koszmary katastrofy humanitarnej Iraku – z bombardowaniami, milionami uchodźców czy białym fosforem. Przywołała też ideologiczne zombi, które wstały z grobów i przypomniały o swojej przydatności.
Gdy Putin decydował o inwazji na Ukrainę mówił o potrzebie jej denazyfikacji i demilitaryzacji. Nietrudno zauważyć podo- bieństwa do retoryki sprzed 20 lat, gdy Saddam Husajn miał być nowym Hitlerem wyposażonym w broń masowego rażenia. Figura „nowego Hitlera” nie była zresztą nowa, pojawiając się wielokrotnie w odniesieniu do rozmaitych dyktatorów, którzy akurat stawali się celem Stanów Zjednoczonych. Do tego samo nazywanie wojny ”operacją” – oczywiście z precyzyjnymi uderzeniami – to też adaptacja przez Putina zachodniej propagandy wojennej.
Putin miał też swoją „interwencję humanitarną” – uwolnienie mieszkańców Donbasu przez ukraińskimi bombardowaniami. Oczywiście rosyjskie media stale przypominały o ich ofiarach. Najczęściej rzeczywistych. Tak jak przez wojną w Iraku przypominano o kurdyjskich ofiarach broni chemicznej Saddama i jego rozlicznych zbrodniach.
Wojna „cywilizacji euroatlantyckiej”
Jednak nie tylko władcy Rosji wykorzystują dawny arsenał ideologiczny. Wczytajmy się jeszcze raz w wypowiedź Kaczyńskiego z 2003 r. On wciąż prowadzi tę samą wojnę. Najbardziej prymitywne wizje walki o triumf „cywilizacji zachodniej” – ze Stanami Zjednoczonymi na czele i Polską jako ich wiernym giermkiem – są dziś na porządku dziennym. Cywilizacja zatriumfuje, a pokój będzie zapewniony, jeśli tylko Rosja przegra. A najlepiej, jeśli się rozpadnie, w cudowny sposób zniknie … No, może jeszcze Chiny zostaną – ale to zostawmy na później. „Nowym Hitlerem”, po zachodniej stronie ideologii wojennej, jest obecnie Putin.
Sposób widzenia wojny w Ukrainie jasno wyraził 26 marca Mateusz Morawiecki, mówiąc, że „porażka Ukrainy [oznaczałaby] porażkę Zachodu, a taka porażka byłaby większa niż Wietnam”. Premier powtórzył tu porównanie do wojny w Wietnamie użyte przez Kaczyńskiego już w czerwcu 2022 r. „Zachód” prowadzi wojnę, której nie może przegrać – jak przegrał w Wietnamie (i dodajmy: w Iraku i Afganistanie). „Interwencja humanitarna” powraca w postaci masowego wsparcia wojskowego Ukrainy. Podobnie jak pęd ku militaryzacji własnej i „wspólnoty euroatlantyckiej” postrzegana jest jako część walki o globalne zwycięstwo w starciu z niezachodnimi barbarzyńcami.
Nie tylko w polskim kontekście uderzające jest, że „koalicja chętnych” z 2003 r. – wtedy bardzo chętnych do wzbogacenia się na pachnącym ropą irackim trupie – w dużej mierze pokrywa się z dzisiejszą “koalicją chętnych” do możliwie najdalej idącej interwencji państw zachodnich w wojnę w Ukrainie.
Imperializm i wojna 20 lat później: podobieństwa i różnice
W wojnach w Iraku i w Ukrainie można więc dostrzec wiele podobieństw, ale także istotne różnice. Stany Zjednoczone atakowały Irak realizując strategię militarnego przeobrażania świata w celu ratowania własnej światowej hegemonii. Jednak Irak, w przeciwieństwie do Ukrainy, nie był polem bezpośredniego starcia mocarstw. Wojna okazała się klęską najeźdźców nie dlatego, że Rosja czy Chiny postanowiły wykorzystać ją dla ogłoszenia “wojny cywilizacji” przeciw USA, militarnie i gospodarczo wspierać Irak na ogromną skalę i nie dlatego, że, powiedzmy, Białoruś przekazywała Irakowi czołgi i samoloty bojowe – tak jak Polska przekazuje je dziś Ukrainie. Rywalizujące z USA mocarstwa wykorzystywały te wojnę we własnych celach, ale głównie poprzez możliwość prowadzenia własnych “wojen z terrorem”, a nie przez przekształcenie wojny w Iraku w wojnę zastępczą ze Stanami Zjednoczonymi.
W dzisiejszej Ukrainie mamy znacznie dłuższą linię frontu niż na zachodnim froncie I wojny światowej z przypominającymi nią wyniszczającymi walkami o skrawki terytorium. W Iraku, który nie tylko nie miał żadnej “broni masowego rażenia”, ale był państwem militarnie słabym nawet na tle regionu, wyglądało to zupełnie inaczej. Armia iracka została rozbita w pył w czasie krótszym niż miesiąc – co, jak wiemy, okupantom ostatecznie nie pomogło. W wielu kontekstach militarnych i politycznych Irak nie był jednak Ukrainą.
Wprost przekłada się to na charakter ruchu antywojennego. W czasie inwazji na Irak sprawa była w pewnym sensie prostsza, przynajmniej w państwach najeźdźczych. Trzeba było protestować przeciw wysyłaniu wojsk, życząc najeźdźcom klęski. Zasadniczo to samo dotyczy dziś ruchu antywojennego w Rosji, niezależnie od podkreślania, że zachodni imperializm nie jest żadną alternatywą wobec Putina. W Polsce opór wobec wojny musi w dużo większym stopniu łączyć ze sprzeciwem wobec tutejszego turbomilitaryzmu i prowadzenia ukraińskimi rękami „wojny cywilizacyjnej” o interesy państw zachodnich. W przeciwnym razie nie byłby oporem wobec wojny, ale dodatkiem do współczesnej „koalicji chętnych”.
Filip Ilkowski
Category: Gazeta - kwiecień 2023