Rocznica rosyjskiej inwazji. Wojna w Ukrainie i starcie mocarstw

| 1 lutego 2023
Prezydent Joe Biden i kanclerz Olaf Scholz
Prezydent Joe Biden i kanclerz Olaf Scholz

Mija rok od wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie. Jej końca nie widać. Imperializm Rosji działa z brutalnością typową dla mocarstw próbujących rozwiązywać własne problemy środkami militarnymi.

W wersji amerykańskiej znamy to aż za dobrze z Iraku czy Afganistanu. Brutalnością tym większą, im gorzej idzie wojna. Gdy są problemy na lądzie, najeźdźcy nasilają bombardowania z powietrza. To wszystko także dobrze znane motywy, w których Rosja powiela zachodnie wzorce.

Wojna w Ukrainie różni się jednak od tych w Iraku i Afganistanie, czy natowskich bombardowań Jugosławii. Tak jak USA i ich sojusznicy w tamtych przypadkach, Rosja może bombardować cele w całej Ukrainie, ale towarzyszy temu walka na froncie liczącym prawie 4 tys. kilometrów i obrazy przypominające bardziej I wojnę światową niż amerykański Blitzkrieg rozbijający w kolonialnym stylu znacznie słabszego przeciwnika.

Strona militarna ma związek z politycznym charakterem konfliktu. Od początku rosyjskiej inwazji, twierdziliśmy że wojna ta może być rozumiana tylko na tle trwającej od lat rywalizacji imperialistycznych mocarstw o wpływy w Ukrainie. Po raz kolejny wojna okazała się „kontynuacją polityki innymi środkami”, by zacytować słynną frazę pruskiego generała Carla von Clausewitza.

Oczywiste jest, że nie mamy tu do czynienia z izolowanym konfliktem między Dawidem a Goliatem. Za ukraińskim Dawidem, opierającym swoją walkę na ukazaniu pełnej lojalności wobec świata zachodniego, stoi bowiem cała potęga tego świata pod wodzą Stanów Zjednoczonych, wykorzystujących tę wojnę dla własnych celów. Wojna Ukrainy z Rosją to okazja dla rozszerzenia wpływów zachodnich w Eurazji, jak i amerykańskiej dominacji nad sojusznikami.

Szansą na umocnienie kruszącej się globalnej hegemonii USA, dodatkowo nadwątlonej ostatnio kompromitującą ucieczką z Afganistanu w 2021 r. W tle jest nie tylko rywalizacja z Rosją o wpływy na terenie dawnego ZSRR, ale rywalizacja z Chinami o wpływy w świecie. A wszystko przy stosunkowo niskich kosztach społecznych. Umacnianie militarne i geograficzne NATO ma istotną rolę w realizacji tych celów, ale walczą i giną tysiącami Ukraińcy, a nie Amerykanie.

Niszcząca inwazja rosyjska na Ukrainę jest więc jednocześnie prowadzoną na wielu polach wojną zastępczą między imperialistycznymi mocarstwami. Najwyższą cenę płacą za to ukraińscy cywile. Jednak skutki będącej jednym z tych pól wojny gospodarczej odczuwają miliardy ludzi na całym świecie.

Militarne wsparcie Zachodu

Skala wsparcia zachodnich państw dla Ukrainy jest ogromna. Biorąc pod uwagę tylko bezpośrednie wsparcie militarne Ukrainy, Stany Zjednoczone do początku stycznia 2023 r. przeznaczyły na nie 26,7 mld USD (czyli ok. 115 mld zł). Unia Europejska, która po raz pierwszy w swej historii zatwierdziła jako organizacja dostawę śmiercionośnej broni do państwa trzeciego, przeznaczyła na ten cel 3,6 mld euro (tzn. ok. 17 mld zł, poprzez utworzony w 2021 r. „Europejski Instrument na rzecz Pokoju” – nazwa, trzeba przyznać, bardzo przewrotna). Pomoc wojskowa Brytanii wyniosła 2,3 mld funtów (ok. 12 mld zł), a Niemiec 2,28 mld euro (ok. 11 mld zł) –przynajmniej na tyle opiewała wartość zezwoleń niemieckiego rządu na wywóz broni do Ukrainy w okresie od stycznia 2022 do 26 stycznia 2023 r.

W czołówce jest też oczywiście Polska. Według informacji Ministerstwa Obrony Narodowej z 30 grudnia 2022 r., Polska przekazała Ukrainie uzbrojenie o wartości ponad 2 mld USD (ok. 8,6 mld zł). Nie jest przypadkiem, że Polska jest jednocześnie liderem wojskowego wsparcia Ukrainy, jak i własnej militaryzacji – to fragmenty tej samej układanki. Prezydent Duda potwierdził podczas styczniowego Światowego Forum Ekonomicznego w Davos, że „w tym roku Polska wyda ponad 4% swojego PKB na obronność”. Oznaczałoby to najwyższe wydatki w stosunku do wielkości gospodarki w całym NATO.

Niemcy przywołane do szeregu

Podkreślmy, że to wszystko dane sprzed styczniowej afery wokół wysyłania do Ukrainy czołgów. Najbardziej „jastrzębie” części zachodniej koalicji, jak Brytania czy Polska, oczywiście pod patronatem USA, starały się wymóc na Niemczech przesłanie własnych czołgów Leopard II i zgodę na przekazywanie tych niemieckich konstrukcji przez inne państwa.

Nie przypadkiem kraje najbardziej skore do rozszerzania militarnego zaangażowania w wojnę w Ukrainie to bardzo podobna grupa do tych, które 20 lat temu najbardziej parły do inwazji na Irak.

Dyskusje wokół wahań Niemiec przypominały słynną wypowiedź Sekretarza Obrony USA Donalda Rumsfelda ze stycznia 2003 r. o „nowej” i „starej” Europie. Nową miały być oczywiście państwa dawnego bloku wschodniego gotowe do wojny u boku USA.

Opór Berlina w sprawie czołgów nie trwał jednak długo – rząd niemiecki został skutecznie przywołany do szeregu. Nie trzeba dodawać, że to upokorzenie władz niemieckich podwójnie ucieszyło rządzących w Polsce. Premier Morawiecki zapowiedział zresztą wcześniej, że Polska i tak czołgi wyśle, nawet bez zgody Niemiec.

Ostatecznie Niemcy mają wysłać 14 Leopardów (jak na razie), podobną liczbę zapowiedziała Polska. Rzecznik rządu Piotr Müller wyraził nadzieję, że w sumie z wszystkich państw może zebrać się ich setka. Do tego Brytania zapowiedziała wysłanie 14 czołgów Challenger, a USA 31 Abramsów.

Wojenna eskalacja

To kolejna przekroczona bariera eskalacji zachodniego udziału w wojnie, z którą mogą iść dalsze kroki. Czołgów dobrze przecież bronić z powietrza…

Na końcu tej logiki jest wizja Kaczyńskiego o „misji pokojowej NATO” w Ukrainie, którą przedstawił już w marcu 2022 r. i oczywiście używanie coraz potężniejszych rodzajów broni, włącznie z możliwym użyciem broni nuklearnej.

Jak na razie prawdopodobną odpowiedzią Rosji na natowskie czołgi będzie rozmieszczenie w Ukrainie niewypróbowanych jeszcze w boju czołgów T14 Armata. I zapewne dalsze nasilenie ataków powietrznych. Ze starcia w prawdziwej walce zachodniego i rosyjskiego sprzętu cieszą się militarni eksperci i producenci broni. Dla mieszkańców terenów objętych walkami to dalszy ciąg wojennej katastrofy.

Według raportu Biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka z 30 stycznia 2023 r. od czasu wybuchu wojny w pełnej skali 24 lutego 2022 r. wśród ludności cywilnej zweryfikowano 7110 ofiar śmiertelnych (z czego 500 na terytoriach kontrolowanych przez siły rosyjskie i prorosyjskie). Główną przyczyną ofiar cywilnych są ataki rakietowe, artyleryjskie oraz powietrzne.

Każdy raport Biura zaznacza przy tym, że rzeczywista liczba zabitych jest istotnie wyższa, gdyż brak jest wiarygodnych informacji odnoszących się do wszystkich miejsc intensywnych walk.

Liczba zabitych żołnierzy jest jeszcze trudniejsza do oszacowania, gdyż żadna ze stron nie ujawnia własnych strat. Wiadomo jednak, że charakter tej wojny – coraz bardziej będącej wojną na wyniszczenie – oznacza, że ofiar musi być bardzo dużo. Amerykański generał Mark Milley mówił już w listopadzie 2022 r. o 100 tys. zabitych i rannych po każdej ze stron.

Dwadzieścia lat temu, 15 lutego 2003 r., miał miejsce największy protest antywojenny w historii przeciw planowanemu w tym czasie atakowi na Irak. Wojny nie udało się powstrzymać, okazała się ona krwawą katastrofą. Jednak ruch antywojenny miał wpływ na kształtowanie nastrojów i sceny politycznej w wielu państwach.

Pamięć o tym jest dziś bardzo ważna. Jeśli nie dojdzie do protestów przeciw wojnie, militaryzmowi i ich społecznym kosztom we wszystkich zaangażowanych w tę wojnę mocarstwach, rok drugi pełnoskalowej wojny w Ukrainie może okazać się jeszcze bardziej niszczący niż pierwszy.

Filip Ilkowski

Category: Gazeta - luty 2023

Comments are closed.