Facebook i logika kapitalizmu
Facebook to jedna z najbardziej dochodowych korporacji na świecie. Ponad dwa miliardy użytkowników serwisu każdego dnia ciężko ?pracuje? na jego zyski, które oscylują na poziomie 10 miliardów dolarów rocznie.
Facebook pozwala organizować się milionom internautów, jest też doskonałą platformą do pozyskania danych i preferencji milionów potencjalnych klientów i wyborców. To idealna baza danych dla wszelkich firm zajmujących się badaniem rynku.
W popularnym przekazie sukces komercyjny Facebooka jest przedstawiany jako przykład geniuszu Marka Zuckerberga, twórcy portalu, który go rzekomo ?wymyślił? i dlatego zasługuje na olbrzymią fortunę. Tym samym, na przykładzie szefa Facebooka, neoliberalny mit ?od pucybuta do milionera? zyskuje kolejnego bohatera-milionera, a raczej miliardera ? majątek Zuckerberga to ponad sześćdziesiąt miliardów dolarów.
Co prawda, ostatnio stary dobry pucybut ma konkurencję i jest wypierany przez mit startupu ? małej, często jednoosobowej firmy, która dzięki unikalnemu produktowi i doskonałemu biznes-planowi rozwija się w globalną korporację. Zuckerberg mógłby być nadal cudownym dzieckiem kapitalizmu, milionerem idealnym, a jego Facebook dowodem na to, że każdy może wszystko, jeśli tylko wystarczająco ciężko pracuje, gdyby nie kilka pomijanych w jego legendzie faktów.
Zuckerberg pochodzi z wyższej klasy średniej. Mógł pozwolić sobie na studia w Harvardzie, a wcześniej edukację, do jakiej nie każde amerykańskie dziecko ma dostęp. Jednocześnie podobne serwisy społecznościowe istniały już wcześniej (na przykład Myspace).
Tak czy inaczej Facebook jest najbardziej popularnym portalem społecznościowym na świecie, który od 2004 roku notuje ciągły wzrost zysków i zatrudnia tysiące pracowników na całym świecie. Warto zaznaczyć, iż Facebook, podobnie jak inne korporacje, płaci kobietom za tę samą pracę mniej niż mężczyznom.
Astronomiczne zyski zaczęły spadać pod koniec marca 2018 roku, gdy wartość akcji Facebooka zmalała aż o dziesięć procent. Przyczyną tego spadku była informacja o współpracy Facebooka z brytyjską firmą Cambridge Analytica, zajmującej się eksploracją i przetwarzaniem danych. Twórca Cambridge Analytica, inny ?pucybut? Alexander Nix, podobnie jak Zuckerberg pochodzi z bardzo bogatej rodziny i uczęszczał do ?prestiżowych? szkół, takich jak Eton.
Właścicielem Cambridge Analytica jest natomiast amerykański rasista Robert Mercer. To oczywiście multimilioner, który finansował kampanie Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych i ówczesnego szefa antyimigranckiej Patrii UKIP Nigela Farage?a w Wielkiej Brytanii. Oprócz Facebooka, Cambridge Analytica ma także innych wpływowych klientów ? amerykańskie i brytyjskie ministerstwa obrony. W tym kontekście Cambridge Analytica była odpowiedzialna za ?projekty? w Syrii, Iraku, Iranie, Afganistanie i Meksyku.
Facebook pozwolił Cambridge Analytica zainstalować specjalną aplikację, która zebrała dane (między innymi portret psychologiczny albo raczej ?psychograficzny?) około pięćdziesięciu milionów użytkowników serwisu w Wielkiej Brytanii i USA, aby wysyłać im informacje, które mogłyby wpłynąć na ich preferencje wyborcze w obu krajach w 2016 roku. Chodzi tutaj oczywiście o wybór Trumpa na prezydenta w USA i odrzuceniu przez Wielką Brytanię członkostwa w Unii Europejskiej (Brexit).
Skandal związany z działalnością Facebooka i współpracującej z nim Cambridge Analytica zupełnie nie powinien dziwić. Zuckerberg udawał zdziwionego, kiedy dowiedział się, czym tak naprawdę zajmowała się Cambridge Analytica. Odmówił pojawienia się przed specjalną komisją w brytyjskim parlamencie. Skandal oczywiście nadszarpnął jego wizerunek cudownego dziecka i filantropa, a co ważniejsze podważył jego pozycje finansową. Wielu użytkowników straciło zaufanie do Facebooka, stąd popularność internetowej akcji ?Delete Facebook? (?Skasuj Facebooka?), co nie jest też takie proste. Jak się okazało, Facebook ma dostęp również do danych z książek adresowych użytkowników
Zarówno Facebook, jak i Cambridge Analytica, dążą do maksymalizacji zysków. Aby zadowolić swoich akcjonariuszy podejmują się najgorszej maści interesów, włączając w to handel i wykorzystywanie prywatnych danych, które stały się obecnie bardzo dochodowym towarem. Do tej pory część opinii publicznej i elit politycznych nie może zrozumieć, dlaczego w obu krajach dokonano właśnie takich wyborów (Trump i Brexit).
Nie jest żadną tajemnicą, że internet jest wykorzystywany jako narzędzie wyborcze. Partie polityczne, zarówno te w Polsce jak i na świecie, wydają miliony na takie kampanie. W 2015 roku w brytyjska Partia Konserwatywna za same tylko kampanie na Facebooku zapłaciła 2 miliony funtów. Nie można jednak myśleć, że zmanipulowani użytkownicy serwisów społecznościowych są całkowicie poddani wpływom takich magnatów jak Mercer, Nix czy Zuckerberg i nie mają własnego zdania.
Wyniki zarówno wyborów w USA, jak i referendum w Wielkiej Brytanii, były rezultatem warunków społecznych i ekonomicznych oraz rozgoryczenia wyborców arogancją oderwanych od rzeczywistości elit. Musimy pamiętać, że to właśnie ?zwyczajni ludzie? mogą wpłynąć na kształt historii. Strajki, demonstracje, pikiety są na to doskonałym dowodem. 23 marca na polskie ulice ?wyszły dziesiątki tysięcy kobiet i mężczyzn, którzy wyrazili swój sprzeciw wobec zaostrzenia restrykcyjnej ustawy antyaborcyjnej.
Nawet jeśli Facebook, czy Twitter pozwoliły skoordynować tak wielką mobilizację, to najważniejsze, że na ulicach pojawiły się tłumy prawdziwych demonstrujących. Jak pokazuje ostatni skandal, wirtualne poparcie dla jakiejś sprawy często może być zarówno organizującym się w sieci spontanicznym ruchem społecznym, jak i sztuczną akcją, za którą ktoś zapłacił. Prawdziwa siła jest w nas, zjednoczonych w walce o prawa wszystkich ludzi ? realnie, nie wirtualnie.
Maciej Bancarzewski
Category: Gazeta - kwiecień 2018