Tusk ogłasza koniec kryzysu – Tusk się myli

| 1 września 2013
03.09.13 Krynica. Po raz kolejny Tusk ogłasza koniec kryzysu. Tusk się myli.

03.09.13 Krynica. Po raz kolejny Tusk ogłasza koniec kryzysu. Tusk się myli.

„Myślę, że niedługo będziemy mogli otwarcie powiedzieć: „Koniec kryzysu w Europie to znaczy koniec spowolnienia w Polsce” – powiedział Donald Tusk na początku sierpnia. 

Za granicą słychać podobne głosy. „Koniec historycznej recesji” czytamy w niemieckim dzienniku ekono­­micznym  Handelsblatt. „Po raz pierwszy od sześciu kwartałów udało się strefie euro wyjść z recesji. Z recesji wyszły dwie największe gospodarki strefy euro – Niemcy i Francja”,  dodaje gazeta.

Czy to znaczy, że w Europie – i stąd też w Polsce – naprawdę można mówić o trwałym ożywieniu gospodarczym? Krótka odpowiedź brzmi: „nie”.

Stan światowej gospodarki w sposób oczywisty rzutuje na perspektywy europejskiego wzrostu – a tu sytuacja nie jest obiecująca dla rządzących.

Globalna gospodarka wciąż nie potrafi podnieść się od poziomu niskiego wzrostu – obecny wzrost jest znacznie niższy niż przed kryzysem. Według brytyjskiego The Economist  wzrost globalnej gospodarki w tym roku będzie najwolniejszy od wybuchu kryzysu w 2008 r. Nie ma widoków na wyjście ze stagnacji.

Prawdziwe ożywienie gospodarcze w kapitalizmie jest zależne od inwestycji, lecz kapitaliści nie chcą inwestować, jeśli stopa zysku jest niska. Tymczasem w Europie i w innych krajach rozwiniętych stopa zysku pozostaje niska.

A jak sprawa wygląda w Polsce? To prawda, że dane Głównego Urzędu Statystycznego na lipiec pokazują wzrost w niektórych dziedzinach – np. sprzedaż detaliczna w lipcu wzrosła o 4,3 proc. rok do roku. A co z inwestycjami? Tu nie jest tak różowo. GUS podaje, że inwestycje przedsiębiorstw po dwóch kwartałach 2013 roku wzrosły jedynie o 0,2 proc. rok do roku. Polski wzrost gospodarczy w całym roku 2013 ma wynieść ok 1 proc. – znacznie mniej niż 2,5 proc. zakładane przez rząd.

 

Kryzys i pracownicy

Rząd się ciągle chwali, że Polska jest jedynym krajem Europy, który w ostatnich pięciu latach uniknął recesji. Dla klasy pracowniczej jednak kryzys oznacza wzrost bezrobocia od 8,8 proc. w październiku 2008 do dzisiejszego (lipcowego) 13,1 proc. Według GUS prawie 2,1 mln osób jest bez pracy – o 7,2 proc. więcej niż w lipcu 2012 r. (czyli o 139,9 tys. więcej). Niemal 84 proc. z bezrobotnych nie ma prawa do zasiłku.

W kolejnych miesiącach bezrobotnych ma przybyć. Polska jest w grupie sześciu państw Unii Europejskiej, w których bezrobocie w 2014 roku będzie rosło (według opublikowanego 16 lipca raportu OECD  „Perspektywa Zatrudnienia 2013?).

Czasami prorządowe gazety sprowadzają argumenty do absurdu, by wybielić ten fatalny stan rzeczy. W Gazecie Wyborczej czytamy artykuł pt. „Bezrobocie: najgorsze za nami, za cztery lata poniżej 12 proc.” (13 sierpnia). Tu absurd jest dwojaki. Nikt nie wie, jaki będzie stan polskiej, europejskiej czy światowej gospodarki za cztery lata. Po drugie, artykuł ma być optymistyczny, lecz wynika z niego, że uważa się 12-procentowe bezrobocie za wielkie osiągnięcie.

W całym okresie tzw. ?zielonej wyspy? bezrobocie pozostało na bardzo wysokim poziomie. Nawet najlepszy, 8,8-procentowy, wynik 5 lat temu oznaczał, że 1,35 mln ludzi było bez pracy. Jeśli dodamy członków rodzin, to mamy bardzo wysoką liczbę zniszczonych nadziei. Jednak dziś według „ekspertów” poziom bezrobocia bliski 2 milionów  ma być uznawany za sukces.

Jakby tego było mało, 28 sierpnia minister finansów Jacek Rostowski ogłosił w Sejmie kolejne cięcia o skali 7,6 mld zł.

Nic dziwnego, że coraz więcej pracowników ma tego dość.

Andrzej Żebrowski

 

Category: Gazeta - wrzesień 2013

Comments are closed.