Trump i amerykański koszmar

| 1 grudnia 2024
„Amerykański sen”
„Amerykański sen”

Tomáš Tengely-Evans bada, dlaczego kłamstwa Trumpa okazały się tak przekonujące w wyborach

Gdy Joe Biden wygrał wybory prezydenckie w 2020 roku, określił prezydenturę Donalda Trumpa jako chwilową anomalię w historii Stanów Zjednoczonych. Przytła- czające zwycięstwo Trumpa pokazało, jak bardzo się mylił.

Skala tego zwycięstwa nie pozo- stawia złudzeń, że mamy do czynienia ze społeczeństwem w stanie zaawansowanego rozkładu. To właśnie ten rozkład i porażki Demokratów stały się siłą napędową dla Trumpa oraz skrajnej prawicy, którzy popychają kraj na prawo.

Ponad 40 lat epoki neoliberalizmu stworzyło społeczeństwo straumatyzowane, pełne lęku i przemocy. Stany Zjednoczone przedstawiają siebie jako lidera „wolnego świata”, ale w rzeczywistości przodują w statystykach samobójstw i liczbie osób skazanych na karę więzienia, aktów przemocy z użyciem broni palnej oraz zgonów spowodowanych nadużywaniem leków.

Polityka wolnorynkowa, forsowana zarówno przez Republikanów, jak i Demokratów, doprowadziła do obniżki płac klasy pracującej, zniszczenia miejsc pracy zapewniających w miarę dobre warunki i wynagrodzenia oraz przyczyniła się do wzrostu nie- równości.

Czołówka nierówności

Społeczeństwo amerykańskie jest obecnie w światowej czołówce społeczeństw o najwyższym poziomie nierówności. Około 20 proc. bogactwa trafia do górnego 1 proc. Amerykanów, a 0,1 proc. najbogatszych posiada w przybliżeniu tyle samo majątku, co dolne 90 proc.

Te statystyki gospodarcze skrywają ludzki ból i cierpienie. W 2022 r. rekordowe 49 500 osób odebrało sobie życie, a wskaźnik samobójstw wyniósł 14,3 na 100 000 mieszkańców. Był to najwyższy poziom od 1941 roku – aż do następnego roku, kiedy to osiągnął wynik 14,7 samobójstw.

Wskaźniki uzależnień cechuje podobny trend wznoszący. W Stanach Zjednoczonych wskaźnik zgonów z powodu nadużywania leków jest najwyższy na świecie i wynosi 18,75 na 100 000 mieszkańców. Średnia światowa to 2,08 na 100 000. Epidemia uzależnień od opioidów, będąca efektem agresywnej sprzedaży leków przez wielkie koncerny farmaceutyczne, pochłonęła życie ponad 100 300 Amerykanów w ciągu roku (stan na kwiecień 2021).

Johnstown w Pensylwanii to miasto, którego populacja została dotkliwie doświadczona przez skutki wysokiej śmiertelności wywołanej nadużywaniem leków. Przez dekady nad miejskim krajobrazem domino- wały ogromne zakłady Bethlehem Steel Corporation, niegdyś symbol potęgi amerykańskiego kapitalizmu.

Zakłady zamknięto w 1992 roku, a do dziś z tysięcy miejsc pracy w przemyśle stalowym utrzymała się zaledwie niewielka ich część. Na głównej ulicy miasta przeważają obecnie sklepy z e-papierosami, fast foody oraz zabite deskami witryny.

Johnstown to tylko jedno z wielu miast symbolizujących upadek Stanów Zjednoczonych i stanowią- cych bijące serce tzw. „kraju Trumpa”. Trump skutecznie zagospodarował narastający gniew i krzywdy wy- rządzone polityką neoliberalizmu.

Zwracając się do mieszkańców Johnstown, powiedział: „Zawodowi politycy, jak Joe Biden, okłamywali was. On was skrzywdził. Podeptał was i wasze marzenia oraz przeniósł wasze miejsca pracy do Chin i odległych zakątków świata.”

Jednak Trump, miliarder wspie- rany przez znaczną część wielkiego biznesu, nie ma żadnej oferty dla klasy pracującej, ani dla białej populacji, ani dla Afroamerykanów czy Latynosów. Dlaczego więc to skrajna prawica, a nie lewica, skorzystała na kryzysie neoliberalnego centrum?

Po pierwsze, Trump zarówno czerpie korzyści z kryzysu wywo- łanego przez neoliberalne centrum, jak i opiera się na jego ideach. Politycy uzasadniali neoliberalne polityki liberalną ideologią, twierdząc, że konkurencja rynkowa i bez- względny indywidualizm leżą u pod- staw ludzkiego rozwoju.

W swojej książce Neoliberalism’s Demons (“Demony neoliberalizmu”) amerykański pisarz Adam Kotsko jest zdania, że neoliberalizm „stawiał nas w obliczu wymuszonych wyborów, co miało na celu przerzucenie winy za problemy społeczne na rzekomo błędne decyzje jednostek”. W związku z tym odpowiedzią na głęboki kryzys społeczny w Stanach Zjednoczonych może być więcej prawicowych rozwiązań, zamiast odwoływania się do zbiorowej reakcji klasowej.

Polityczny mainstream, który wykorzystuje rasizm, aby odwrócić uwagę od własnych porażek, tworzy dla polityków pokroju Trumpa doskonałe warunki do budowania poparcia. Przykładem niech będzie Kamala Harris, która chwaliła Demokratów za większe sukcesy w „ograniczaniu liczby nielegalnych imigrantów w porównaniu z Trumpem pod koniec jego kadencji”. Spotkała go także z jej strony krytyka za to, że wybudował „zaledwie około 2 procent” muru na granicy z Meksykiem.

“Amerykański sen”?

Po drugie, Trump i skrajna prawica grają na nostalgii za „amerykańskim snem”, okresem najbardziej koja- rzonym z pierwszymi dekadami po II wojnie światowej. Była to epoka pełnego zatrudnienia, rosnących stan- dardów życia i gospodarczego boomu – szczyt potęgi Stanów Zjedno- czonych na świecie. Dla społeczności afroamerykańskiej, kobiet i osób LGBT+ był to jednak koszmarny okres.

Na lata 50. XX wieku przypadają rasistowskie ustawy Jima Crowa w południowych stanach; jest to czas segregacji i linczów. Była to też epoka idealizacji tzw. „rodziny nuklearnej” z jej surowymi rolami płciowymi, w szczególności w stosunku do kobiet. Ideologia amerykańskiego snu przed- stawiała dobrobyt jako prawo przysługujące białym Amerykanom od chwili narodzin.

Wskutek wcześniejszych walk pracowniczych wielu osobom z klasy pracującej udało się osiągnąć wyższy standard życia w latach 50. XX wieku. Protesty robotnicze, jak np. strajk okupacyjny w zakładach General Motors w latach 1936-37 w mieście Flint w stanie Michigan, zmusiły amerykańską klasę panującą do ustępstw.

Strach przed buntem pracow- niczym na większą skalę skłonił rząd USA i część wielkiego biznesu do zawarcia porozumienia z liderami związków zawodowych. Ponadto odbywające się w latach 40. i 50. „antykomunistyczne” polowania na czarownice doprowadziły do zniszczenia ruchów lewicowych na kolejne pokolenia. Idea dobrobytu jako nabywanego od urodzenia prawa zagościła na dobre w zbiorowej świadomości.

Niesławne przemówienie Trumpa w Madison Square Garden w Nowym Jorku z listopada było przesiąknięte rasizmem i seksizmem oraz ukazało prawdziwą strategię skrajnej prawicy. Trump wykorzystał kryzys społeczny dotykający milionów Amerykanów, oskarżając Harris o „zniszczenie naszej klasy średniej” w „niespełna cztery lata” i skierował głębokie cierpienie ludzi przeciwko migrantom.

„Ochronię naszych pracowników. Ochronię nasze miejsca pracy”, zapowiedział. Zaraz potem dodał: „Będę chronił nasze granice. Będę chronił nasze wspaniałe rodziny. Będę stał na straży prawa naszych dzieci do życia w najbogatszym i najpotęż- niejszym kraju na Ziemi.”

Pojęcie amerykańskiego snu jako prawa nabywanego z chwilą urod- zenia splątane było z głęboko zako- rzenionym w amerykańskim społe- czeństwie rasizmem, który wykorzy- stywano do tworzenia podziałów wśród pracowników i biednych.

W 1965 r. Martin Luther King, lider ruchu praw obywatelskich, zauważył, że „południowa arystokracja dała ubogiemu białemu człowiekowi Jima Crowa. Kiedy ściśnięty żołądek biedaka wołał o jedzenie, którego puste kieszenie nie mogły zapewnić, biały człowiek karmił się Jimem Crowem, psychologicznym ptakiem, który powtarzał mu, że niezależnie od tego, w jak trudnej sytuacji by się nie znajdował, przynajmniej jest biały, a więc lepszy od czarnego.”

Również to stanowi element strategii Trumpa. Podsycając rasizm i obwiniając imigrantów, przekierował on gniew wielu Amerykanów na tzw. „liberalne elity”. To z kolei odwróciło uwagę elektoratu od prawdziwej elity — miliarderów, szefów i bankierów – do której zalicza się sam Trump.

Osiem lat temu na wiecu w Johnstown Trump złożył obietnicę: „Przywrócimy ogromną liczbę miejsc pracy w fabrykach.” Mimo że nigdy się z niej nie wywiązał, nie stracił poparcia wśród elektoratu.

Trump obiecuje przywrócić ludziom poczucie godności i statusu, wypowiadając wojnę przestępcom, dilerom narkotykowym, migrantom i tzw. „woke lewicy”.

Obecny kryzys w Stanach Zjednoczonych nie musi przysparzać popar- cia prawicy. Amerykańskim społeczeństwem wstrząsnęły przecież potężne ruchy społeczne, jak choćby protesty propalestyńskie na uniwersytetach, ruch Black Lives Matter czy masowy opór podczas pierwszej kadencji Trumpa.

Miliony zwróciły się ku Berniemu Sandersowi, Alexandrii Ocasio-Cortez (AOC) czy lewicowemu skrzydłu w Izbie Reprezentantów nazywanemu potocznie Squad, politiczek, które określają siebie mianem demokra- tycznych socjalistek.

Ci politycy i polityczki obiecywali Zielony Nowy Ład, za którym poszłyby miliardowe inwestycje w godne, dobrze płatne miejsca pracy dla klasy pracującej. Został on przekształcony przez administrację Bidena w program gospodarczy o nazwie Build Back Better (odbudować w lepszy sposób), który ograniczył jego założenia.

W praktyce przybrał on jednak kształt programu zbrojeniowego z bardzo niewielką liczbą zielonych miejsc pracy. Pomimo tego Sanders, AOC i politycy z ich otoczenia jednogłośnie stanęli w obronie Bidena oraz uprawiania polityki z ramienia Partii Demokratycznej. Opowiedzieli się po stronie administracji, której polityka pogłębiła kryzys i zrobiła bardzo niewiele dla klasy pracowniczej.

Hasło wyborcze Trumpa brzmiało: „Make America Great Again” (sprawmy, by Ameryka znów była wielka). W odpowiedzi demokraci polemizowali, że „Ameryka już jest wielka”. Ludzie nie dali się zwieść temu kłamstwu, co poskutkowało gwałtownym spadkiem poparcia dla Partii Demokratycznej począwszy od 2020 roku.

Aby móc przeciwstawić się rasistowskiej agendzie Trumpa, potrzebujemy lewicy, która nie staje w jednym szeregu z Demokratami, lecz skupia się na walce na ulicach i w miejscach pracy.

Zapowiedź tego widać było podczas niedawnych strajków w Boeingu czy wśród dokerów. W obliczu planów Trumpa czekają nas z pewnością kolejne duże walki klasowe. Oprócz samej walki ze skrajną prawicą i rasizmem lewica musi jeszcze przedstawić prawdziwą alternatywę wobec kapitalizmu.

W latach 30. XX wieku Langston Hughes, wielki czarnoskóry amery- kański poeta, krytykował tych, którzy odwoływali się do nostalgii za wyidealizowaną przeszłością Ameryki. Napisał wówczas: „Ameryka nigdy nie była dla mnie Ameryką.”

Hughes twierdził, że prawdziwym zadaniem jest „stworzenie Ameryki na nowo” – stworzenie innego rodzaju społeczeństwa, wolnego od niszczącego wpływu wyzysku i ucisku. „Z ruin, ze zgliszczy, z kości naszych gangsterów, gwałtów, zgnilizny łapówek, podstępu i kłamstwa” ludzie “muszą odzyskać” ten kraj i jego ogromne bogactwa.

Możemy to osiągnąć jedynie poprzez walkę ze skrajną prawicą — i systemem, który ją tworzy.

Tłumaczył Tomasz Wiewiór

Tags:

Category: Gazeta - grudzień 2024, Gazeta - grudzień 2024 - cd.

Comments are closed.