Szczyt klimatyczny COP29: greenwashing i źle ulokowane nadzieje

| 1 grudnia 2024
COP29

Dyskusja o klimacie w Polsce bywa prowadzona przy użyciu najbar- dziej absurdalnych argumentów.

Doskonale obrazuje to niedawna wypowiedź pisarza Szczepana Twar-docha, który w wywiadzie przyznaje, że nie przejmuje się stanem planety, bo „ma inne sprawy na głowie”, po czym pyta – w swoim mniemaniu – przewrotnie: „Ale czemu tak skromnie, że tylko planety? A co z galaktyką? Czy nie powinniśmy obawiać się również ontologicznej apokalipsy na poziomie bytu całego wszech- świata?”.

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że faktycznie „klasa ludowa” ma lepsze rzeczy do roboty: walka o byt i codzienne obowiązki pochłaniają dużą część energii. Dlaczego miałaby się jeszcze przejmować losem świata? Po pierwsze dlatego, że katastrofa ma globalny zasięg i nikogo nie oszczędzi, a po drugie dlatego, że to zwykłym ludziom przyjdzie płacić za jej skutki: w postaci kosztów naprawy zniszczeń i podwyżek cen towarów spożywczych czy energii. Im dłużej zwlekamy, tym większy rachunek dostaniemy do zapłaty.

Wielkie powodzie

W tym roku mamy za sobą wielkie powodzie w Europie, Azji Południowo-Wschodniej i Afryce. W ciągu miesiąca przez Filipiny przetoczyło się 6 tajfunów. W pierwszych dziewięciu miesiącach 2024 r. w Indiach na 274 dni kalendarzowe przypadało 255 dni ekstremalnych zjawisk pogodowych.

Tymczasem wszystko wskazuje na to, że 2024 r. będzie kolejnym najgorętszym rokiem w historii pomiarów. Średnia wzrostu temperatur z miesięcy styczeń–wrzesień osiągnęła poziom o 1,54°C powyżej poziomu sprzed epoki przemysłowej.

Wprawdzie to jeszcze nie oznacza, że przekroczyliśmy pułap względnie bezpiecznego wzrostu na poziomie 1,5°C (uzgodniony w porozumieniu paryskim w 2015 r.), ponieważ kolejne lata mogą być chłodniejsze, ale wiadomo też, że nie ma szans na zatrzymanie wzrostu na tym poziomie.

Niestety w całym 2023 r. roślinność pochłonęła znacznie mniej CO2 niż do tej pory. Po prostu było za gorąco… Tracimy zatem jeden z najważniejszych mechanizmów spowaliających ocieplenie.

Równolegle trwa festiwal zakłamywania rzeczywistości. Z jednej strony negujący zmiany klimatu komentatorzy, influencerzy i politycy, tacy jak Donald Trump, który właśnie po raz drugi został prezydentem USA.

Podczas swojej kampanii Trump nazwał zmiany klimatyczne wielkim oszustwem, kpił z energii wiatrowej oraz obiecał wycofać przepisy ochrony środowiska tzw. Zielonego Ładu, który nazwał „zielonym przekrętem”.

Z drugiej strony serwuje nam się ciężkostrawne porcje greenwashingu, a więc pozorowanych działań na rzecz klimatu. W ostatnim czasie rozpano- szył się greenwashing marketingowy – firmy prześcigają się w deklaracjach swojego uwrażliwienia na potrzeby środowiska i dążenia do dostarczania zrównoważonych towarów. Również takie koncerny jak BP – brytyjski gigant paliwowy. Biznes uprawia też greenwashing technologiczny.

Przykładem może być technologia wychwytywania i magazynowania CO2, która miała być panaceum na rosnące emisje, a okazała się kompletną porażką – choć nieźle poradziła sobie z wychwytywaniem rządowych grantów.

Mamy wreszcie greenwashing polityczny, a więc obietnicę, że w ramach istniejącego systemu rywalizujących ze sobą państw i kapitałów jesteśmy w stanie uzgodnić na poziomie międzynarodowym zasady odejścia od paliw kopalnych (co, jak wiemy, jest warunkiem przynajmniej spowolnienia wzrostu globalnych temperatur).

Spektakle greenwashingu

Głównym spektaklem greenwashingowego teatru są coroczne szczyty klimatyczne, tzw. COP-y. Jeden z najważniejszych odbył się w 2015 r. w Paryżu, gdzie doszło do podpisania tzw. porozumienia paryskiego, którego sygnatariusze zobowiązali się do podjęcia działań zmierzających do zatrzymania wzrostu temperatur na poziomie 1,5°C względem epoki przedprzemysłowej.

Tegoroczny szczyt COP29 odbywa się w Baku, w Azerbejdżanie. Jest to drugi z kolei szczyt zorganizowany w tzw. petrokrajukraju, którego gospodarka jest w znaczącym stopniu uzależniona od wydobycia paliw kopalnych.

Zeszłoroczny szczyt w Zjednoczonych Emiratach Arabskich był szeroko komentowany jako spotkanie przedstawicieli rządów z lobbystami z branży naftowej. Przewodniczący COP28 Sułtan al-Dżaber był jednocześnie prezesem państwowej spółki naftowej ADNOC. Połączenie tych dwóch funkcji rodziło wątpliwości związane z potencjalnym konfliktem interesów.

Choć al-Dżaber stanowczo odpierał wszelkie zarzuty, trudno nie mieć podejrzeń, skoro jego firma podpisała w zeszłym roku nowe kontrakty na okrągłe 100 mld dolarów, kwotę 5-krotnie większą niż rok wcześniej.

W tym roku sponsorem głównym COP29 jest azerski koncern wydobywczy SOCAR, a przewodniczącym Elnur Soltanow, wiceminister energetyki Azerbejdżanu.

Soltanow padł ofiarą prowokacji organizacji Global Witness, której aktywista, podając się za przedstawiciela potencjalnego inwestora, nagrał, jak Soltanow rozprawia o możliwościach inwestowania w wydobycie azerskiej ropy.

Wiele wskazuje więc na to, że po raz kolejny konferencja klimatyczna stała się platformą do negocjowania i zawierania kontraktów na wydobycie.

Podczas tegorocznego szczytu ma się rozstrzygnąć kwestia przy- znania krajom uboższym i najbardziej dotkniętym zmianami klimatu odszkodowań od największych trucicieli. Na stole jest kwota 1 bln dolarów.

Jednak nastroje są fatalne: kraje zachodnie nie kwapią się do sięgnięcia do kieszeni, nie wiadomo, do której grupy zaliczyć Chiny, a Stany Zjednoczone pod rządami Trumpa pewnie kolejny raz wycofają się z porozumienia paryskiego.

Jest jasne, że szukanie ratunku w systemie opartym na pogoni za zyskiem, eksploatacji ludzi i przyrody oraz militarnej rywalizacji jest z góry skazane na porażkę.

Prawdziwa władza w tym – jak i w każdym innym – społeczeństwie klasowym znajduje się w rękach stosunkowo niewielkiej grupy ludzi, którzy kontrolują wytwarzaną przez społeczeństwo nadwyżkę.

Jest to klasa kapitalistyczna, która zatrzymuje dla siebie zyski. W jej interesie jest dalsze utrzymanie systemu produkcji dla samej produkcji i akumulacji dla samej akumulacji – bez względu na koszty klimatyczne, ekologiczne czy społeczne.

Niestety, wbrew nadziejom większości ludzi, nie możemy w tym względzie liczyć na państwa. Przede wszystkim dlatego, że państwo nie jest neutralnym arbitrem stojącym ponad po- działami wewnątrz społeczeń- stwa.

Wprost przeciwnie: jest to struktura zorganizowana przez klasy posiadające i funkcjonująca na ich rzecz. Kapitalistyczna konkurencja nie omija również państw, dla których rezygnacja z paliw kopalnych wiązałaby się ze zbyt dużym zagrożeniem gospodarczym i militarnym. Dlatego zamiast ograniczać wydobycie, wiele rządów dotuje je ogromnymi kwotami.

Krytyczny moment

Znajdujemy się w krytycznym momencie: zmiana klimatu nabrała rozpędu, a świadomość społeczna tempa zmian i skali wyzwań jest wyjątkowo mizerna.

Obserwujemy z jednej strony negowanie katastrofy, a z drugiej gęby pełne frazesów, a w rzeczywistości albo bezczynność, albo działania nieadekwatne do skali potrzeb.

To kwestia nie tylko braku woli ze strony rządzących, ale przede wszystkim sprzeczności leżących u podstaw kapitalizmu.

W tym przypadku sprzeczności między kapitałem a przyrodą. Między konkurencyjną akumulacją kapitału – której towarzyszy maksymalizacja zysków, ekspansja i eksploatacja przyrody – a potrzebą ochrony klimatu i ekosystemów planety.

Niestety jest to sprzeczność nierozstrzygalna, a więc jedyny „wybór”, przed jakim stoimy, to ten między obaleniem kapitalizmu a zagładą.

Łukasz Wiewiór

Tags:

Category: Gazeta - grudzień 2024, Gazeta - grudzień 2024 - cd.

Comments are closed.