Chcesz pokoju, zwalczaj militaryzm
“Czasy pokoju się skończyły, era powojenna się zakończyła” – oznajmił 7 marca Donald Tusk. Dodając: “Żyjemy w nowych czasach. W epoce przedwojennej”.
Jeszcze niedawno wojna wydawała się czymś odległym i absurdalnym. Dziś coraz więcej polityków i „niezależnych ekspertów” otwarcie dopuszcza jej możliwość. Szkolenia wojskowe, budowa bunkrów, przede wszystkim jednak wielka armia i wielkie wydatki zbrojeniowe – tu panuje zgoda ponad wszelkimi podziałami, od Partii Razem po Konfederację. „Trzeba się szykować”, jak powiedział 18 marca były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmund Andrzejczak.
Propaganda wojny
Militarystyczny obłęd związany jest z tym, że szale wojny w Ukrainie zaczęły przechylać się na stronę Rosji. Wojna ta wciąż przypomina „maszynkę do mielenia mięsa” frontów I wojny światowej uzupełnionych naprowadzaniem satelitarnym, dronami i sztuczną inteligencją. Uzupełnionych też wojną na wyniszczenie gospodarcze z atakami na ukraińskie elektrownie czy rosyjskie rafinerie.
Rządzący Rosją bynajmniej nie są tu wolni od problemów. Zwlekanie z kolejną mobilizacją czy protesty żon żołnierskich na rzecz demobilizacji ich mężów – podobnie zresztą, jak w Ukrainie – pokazuje, że daleko do entuzjazmu do pójścia na front. Nie zmienia to faktu, że w tym momencie to siły rosyjskie, zwolna, posuwają się naprzód.
Władze Ukrainy toczą tę wojnę w oparciu o zależność polityczną, gospodarczą i militarną od państw zachodnich. Te z kolei, pod wodzą USA, wykorzystują ukraińską krew do rozszerzania i umacniania własnej strefy interesów. Formalnie NATO nie jest stroną w tej wojnie. Jednak zaangażowanie państw zachodnich w oczywisty sposób kształtuje jej charakter polityczny i wojskowy. Porażki Ukrainy jasno postrzegane są jako porażki „zachodniego świata”, o czym rządzący tego świata zresztą nieustannie przypominają.
Jednak pomimo ok. 140 mld euro zrealizowanego wsparcia tylko ze strony USA i UE wizja sukcesu Ukrainy się oddala. W dodatku amerykańska prawica pod wodzą Trumpa wstrzymuje uchwalenie kolejnego potężnego pakietu pomocy o wartości ok. 60 mld $. Część amerykańskiej klasy panującej zaczyna szukać „planu B”, czyli wycofania się z tej wojny z możliwie najmniejszymi stratami wizerunkowymi i skoncentrowania się na innych globalnych „frontach”.
Przy tym to w USA rok wyborów prezydenckich, a miliardy na zagraniczne wojny nie przyczyniają się do wyborczego poparcia. Po drugiej stronie jest oczywiście obecny amerykański prezydent Joe Biden – symbol tradycyjnego „liberalnego imperializmu”.
Jednocześnie symbol jego klęski w postaci rejterady amerykańskich żołnierzy z Afganistanu w 2021 r. po blisko dwudziestoletniej brutalnej okupacji. Biden wiele w wojnę w Ukrainie zainwestował i kolejnej klęski nie chce. Same chęci to jednak niewiele.
Żołnierze NATO w Ukrainie
Stąd paniczne wezwania do zwiększenia zachodniego zaangażowania w Ukrainie, podnoszone nie tylko przez „wschodnią flankę NATO” z Polską na czele, dla której konflikt z Rosją i niesienie na Wschód kaganka „cywilizacji zachodniej” od lat jest jednym z filarów ideologicznych, ale i przez targane sprzecznościami liberalno-konserwatywne elity Europy Zachodniej. One też dużo w Ukrainę zainwestowały.
Gdy w marcu 2022 r. Jarosław Kaczyński mówił o „misji NATO” w Ukrainie było to – słusznie – uznawane za pomysł politycznego szaleńca stawiającego na szali wybuch III wojny światowej. Teraz o podobnej możliwości mówi prezydent Francji, co z uznaniem przyjmuje szef polskiego MSZ Radosław Sikorski, mający zresztą ambicje objęcia stanowiska komisarza Unii Europejskiej ds. obronności i bezpieczeństwa. „Obecność sił NATO na Ukrainie to nie jest rzecz nie do pomyślenia. Doceniam inicjatywę prezydenta Emmanuela Macrona, bo chodzi w niej o to, by to Putin się obawiał, a nie my Putina” – mówił 12 marca. Dorzucając także, że „żołnierze krajów NATO już są na Ukrainie i chciałbym serdecznie podziękować ambasadorom tych krajów, które takie ryzyko podjęły”.
Zagrzewające do walki wypowiedzi polskich rządzących wpisują się więc w szerszy trend. Admirał Rob Bauer, szef komitetu wojskowego NATO, wskazywał na działania przygotowujące do ewentualnej wojny z Rosją w czasie swojej marcowej wizyty w Kijowie: „Czy jesteśmy gotowi? Odpowiedź brzmi: tak! To nasze główne zadanie”. Zapewniając także: „Ukraina i NATO są bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. Z każdym dniem stajemy się bardziej zgodni i skoordynowani. Razem robimy wszystko by zapewnić, że Ukraina zostanie członkiem Sojuszu. Szwedzka flaga nie będzie jedyną żółto-niebieską flagą w pobliżu siedziby NATO, ponieważ wszyscy wierzymy w siłę demokracji.”.
„Siła demokracji” najwyraźniej ostatecznie zatriumfować ma wraz z zastąpieniem bazy rosyjskiej w Sewastopolu bazą natowską. Co oczywiście, w wersji dla naiwnych, ma w końcu przynieść pokój. Wątpliwe, by Bauer i mu podobni na poważnie w to wierzyli. Obraz mówiący, że imperializm to tylko Rosja, a Zachód pod wodzą USA to pokój i demokracja jest jednak głównym przekazem ideologicznym mającym przekonywać do wsparcia tych drugich – także w pędzie zbrojeniowym.
„Chcesz pokoju, szykuj się do wojny!” – ileż to razy słyszeliśmy z ust takich gołąbków pokoju, jak Kaczyński czy Sikorski. Zawsze z ust tych, którzy chcieli podboju, a nie pokoju. Amerykańskie wojska wraz z ich sojusznikami w czasie ostatnich dekad do wojny wielokrotnie się szykowały, przynosząc wojnę, a nie pokój.
W tym czasie Ukraina stałą się polem rywalizacji mocarstw imperialistycznych, co także przyniosło jej wojnę, a nie pokój.
Walczmy z militarystycznym zaczadzeniem
Niezależnie od tego kto stał za zamachem w Crocus City Hall pod Moskwą, oczywiste jest, że władze rosyjskie wykorzystają go do eskalacji wojny i budowy ku temu poparcia społecznego.
Mają do tego mocne wzorce, z atakami w USA, w 2001 r. na czele, które posłużyły za ideologiczną podstawę do rozpętania dwóch katastrofalnych, długoletnich wojen (w Afga- nistanie i Iraku), w tym pierwszego w historii “zastosowania” art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego NATO.
Wydobywanie zeznań torturami to też nic nowego – USA dokładnie w ten sposób “znalazły” powiązania władz Iraku z Al-Kaidą.
O podwójnych standardach zachodnich mocarstw i ich medialnych aparatów w odniesieniu do podobnych zamachów, w zależności od tego, gdzie mają miejsce, nawet nie warto się szerzej rozpisywać.
Warto natomiast walczyć z militarystycznym zaczadzeniem i wszechobecna wojenną propagandą.
Żniwa koncernów zbrojeniowych
11 marca Sztokholmski Międzynarodowy Instytut Badań nad Pokojem (SIPRI) opublikował ciekawe dane dotyczące handlu bronią w okresie od 2019 do 2023 roku w porównaniu z okresem od 2014 do 2018 roku.
Wynika z nich, że znacząco umocniła się pozycja USA jako głównego eksportera broni (wzrost udziału w całości światowego eksportu z 34% do 42%).
Na drugie miejsce awansowała Francja (wzrost z 7,2% do 11%), która wyprzedziła Rosję (spadek z 21% do 11%).
Zwraca także uwagę wyraźny wzrost udziału Polski (z 0,1% do 0,7% – niemal w całości (96%) to broń wysyłana Ukrainie).
Generalnie te przetasowania to w dużej mierze skutek wojny w Ukrainie – poza wszystkim innym będącej “żniwami” dla amerykańskiego sektora zbrojeniowego.
Oczywiście wojna nie wybuchła z tylko powodu zysków jednego sektora i nie trwa tylko dlatego, że chętnych na kontrakty na odbudowę po wojennych zniszczeniach też nie zabraknie.
To wojna o zyski i władzę w dużo szerszym sensie rywalizacji państw o miejsce w kapitalizmie światowym. Nie zmienia to faktu, że niektóre sektory klasy kapitalistycznej w tych państwach wydatnie się na niej bogacą.
Filip Ilkowski
Category: Gazeta - kwiecień 2024