Banalność wojny, wstrząsy i nadzieje

| 1 lipca 2023
Eskalacja trwa. Wnętrze bomby kasetowej.
Eskalacja trwa. Wnętrze bomby kasetowej.

Wojna w Ukrainie to dziś przede wszystkim obraz banalności śmierci i zabijania. Wyniszczające walki o Bachmut wciąż trwają – tym razem w kontekście ukraińskiej kontrofensywy. Sama ta szeroko zapowiadana kontrofensywa, po miesiącu od jej rozpoczęcia, przełomu na froncie nie przyniosła – mimo daniny krwi i ton dostaw zachodniego sprzętu.

5 lipca tytuł jednego z artykułów w Financial Times, głównej międzynarodowej gazety biznesu, głosił: “Ukraina jest idealnym „poligonem doświadczalnym” dla zachodniej broni”. Żadne odkrycie, ale otwartość deklaracji uderzająca. Ukraina w ogóle jest dziś wielkim poligonem interesów mocarstwowych i biznesowych.

Gdyby ktoś zastanawiał się, jak bardzo mocarstwom zachodnim zależy na losie ukraińskich cywili – na tym poligonie możemy się spodziewać choćby dodatkowego skażenia radioaktywnym zubożonym uranem. 13 czerwca amerykański Wall Street Journal donosił, że oczekiwana jest decyzja amery- kańskiego prezydenta o wyposażeniu w uranową amunicję dostarczanych Ukrainie czołgów Abrams. Dodajmy, że decyzję o jej przekazywaniu do czołgów Challenger już wcześniej podjęły władze brytyjskie.

Na początku lipca dowiedzieliśmy się także od decyzji o dostarczaniu przez Stany Zjednoczone siłom ukraińskim amunicji kasetowej. Ma to miejsce w ramach już 42. pakietu amerykańskiej pomocy wojskowej Ukrainie (o wartości 800 mln $, według danych sekretariatu obrony USA łączna wartość tej pomocy od 24 lutego 2022 r. wynosi 41,3 mld $).

Amunicja kasetowa to pociski, które zawierają w swym wnętrzu wiele małych bomb, rozrzucanych po wybuchu. Część z nich nie eksploduje od razu, działając podobnie do min przeciwpiechotnych i stanowiąc wieloletnie zagrożenie dla ludności cywilnej. Informacja ta zbiegła się w czasie z doniesieniami Human Rights Watch, dalekiej od radykalizmu organizacji obrony praw człowieka, o wcześniejszych ofiarach amunicji kasetowej używanej zarówno przez armię rosyjską, jak i ukraińską. Wspomnijmy, że 123 państwa przyjęły Konwencję o Amunicji Kasetowej z 2008 r., która zakazuje jej używania, składowania, produkcji i transferu. Do sygnatariuszy Konwencji nie należą jednak ani Rosja, ani Ukraina, ani USA, ani Polska.

Przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów Stanów Zjednoczonych gen. Mark Milley, najwyższy rangą amerykański wojskowy, stwierdził 30 czerwca w kontekście ukraińskiej kontrofensywy, że „będzie długa i bardzo, bardzo krwawa” i „nikt nie może mieć co do tego iluzji”. Nikt nie może mieć też iluzji, że USA wykorzystuje tę „bardzo krwawą” wojnę w celu umacniania własnej globalnej hegemonii. Tym chętniej, że nie jest to krew żołnierzy amerykańskich.

Rokosz wagnerowców

Jednak poza okrutną banalnością wojna w Ukrainie stale przynosi wydarzenia niespodziewane. Takie jak choćby rokosz grupy Wagnera, prywatnego oddziału najemników walczącego po stronie rosyjskiej.

W dniu rebelii, 24 czerwca, gdy oddziały wagnerowców szły w kierunku Moskwy, Putin wystąpił z orędziem, mówiąc m. in: „To cios w plecy naszego kraju i naszego narodu. Taki sam cios zadano Rosji w 1917 r., gdy kraj walczył w I wojnie światowej.”

Jak widać, pamięć o rewolucji sprzed ponad stu lat wciąż jest traumą rosyjskich władców. Niestety jednak Prigożin, szef grupy Wagnera, nie jest współczesnym Leninem. Wręcz przeciwnie – ideologicznie to spadkobierca carskich i białych generałów. Cała awantura, choć zakończona w czasie 24 godzin, pokazała jednak głębię konfliktów targających elitami rosyjskiego państwa, a przede wszystkim ryzyko tkwiące w poleganiu na prywatnych grupach zbrojnych w prowadzeniu wojen.

Powodem rebelii była próba rozwiązana problemu zbyt samodzielnej grupy Wagnera i jej gadatliwego szefa. Dwa tygodnie przed nią rosyjski minister obrony ogłosił, że najemnicy muszą podpisać państwowe kontrakty. Wagnerowcy zostali wykorzystani w „maszynce do mielenia mięsa” w Bachmucie, by zostać następnie zostać odsunięci i podporządkowani regularnej armii, co oczywiście nie spodobało się ich właścicielowi.

Podstawą jest tu jednak głębszy problem prowadzenia wojny bez odwołania się do powszechnej mobilizacji. Gdy Putin ogłosił „częściową mobilizację” we wrześniu 2022 r., mieliśmy do czynienia zarówno z tysiącami mężczyzn próbujących uciec z Rosji, jak i z powrotem protestów antywojennych – szczególnie w Dagestanie. Stąd poleganie na prywatnych najemnikach, jak i rosnące zachęty finansowe do podpisywania kontraktów z armią.

Na początku lipca były rosyjski prezydent Miedwiediew ogłosił, poza straszeniem zrzucaniem bomb atomowych, że w tym roku kontrakty z ministerstwem obrony podpisało 185 tys. nowych żołnierzy. Nawet jeśli te dane są prawdziwe, w dłuższym czasie może to nie wystarczyć do dostarczania „mięsa armatniego” na front, w dodatku odpowiednio zmotywowanego.

Bunt Prigożina z pewnością był dla Putina problemem, przynajmniej wizerunkowym. W wystąpieniu straszącym nowym 1917 r. rosyjski władca nie wyglądał zbyt pewnie. Jednak próba przewrotu – jakikolwiek miał być jego zakres – zakończyła się operetkową klęską. Także w wymiarze poparcia społecznego. Według badań analityków niezależnego od władz Centrum Lewada w czasie buntu poparcie dla Prigożina w Rosji spadło o ponad połowę, z 60% do 29%.

Jednocześnie nie jest zaskoczeniem, że zachodnie mocarstwa wykorzystały rokosz dla legitymizacji zwiększania własnego zaangażowania w wojnę, wraz z powracającymi fantazjami na temat rozpadu Rosji. Ta ideologiczna narracja jedynie umacnia nacjonalistyczną mobilizację po rosyjskiej stronie ze strony Putina i ludzi znajdujących się politycznie jeszcze bardziej na prawo od niego.

Wojska NATO w Ukrainie?

Ta wojna może przynieść jeszcze wiele niespodzianek – niekoniecznie pozytywnych. 7 czerwca były szef NATO Anders Fogh Rasmussen, obecnie oficjalny doradca prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zelenskiego, mówił o możliwości wysłania żołnierzy do Ukrainy przez rodzaj “koalicji chętnych” na czele z Polską i państwami bałtyckimi.

„Grupa krajów NATO” – powiedział – „może chcieć wysłać wojska na Ukrainę, jeśli państwa członkowskie, w tym Stany Zjednoczone, nie zapewnią Kijowowi namacalnych gwarancji bezpieczeństwa na szczycie Sojuszu w Wilnie”. Dodając: „Nie wykluczam możliwości, że Polska zaangażuje się w tym kontekście jeszcze silniej na poziomie narodowym i pójdą za nią państwa bałtyckie, być może z uwzględnieniem możliwości obecności wojsk w terenie.”

„Być może” jest to tylko wywieranie nacisku ze strony natowskiego doradcy. Generalnie jak największe zaangażowanie zachodnich mocarstw w wojnę i ustawienie się w roli państwa klienckiego wobec nich jest kluczowym elementem strategii geopolitycznej obecnej ukraińskiej władzy. Jednak nie zapomnijmy, że już w marcu 2022 r. Jarosław Kaczyński mówił o możliwej „misji pokojowej NATO na terenie Ukrainy”. Wtedy uznane to zostało za sen wariata. Od tego czasu poziom zaangażowania w tę wojnę państw zachodnich przekroczył już jednak tyle niewyobrażanych wcześniej „czerwonych linii”, że trudno po takich deklaracjach spać spokojnie.

Groźba kolejnych katastrof

6 czerwca wysadzono tamę na Dnieprze, w Nowej Kachowce, powodując powódź i katastrofę ekologiczną. Ukraina i Rosja zgodnie oskarżyły o ten czyn drugą stronę. Żadnych przekonujących dowodów w tej sprawie nie ma, ale oczywiste jest, że obie strony mogły go dokonać.

Wysadzenie tamy w Nowej Kachowce to jednak dziecinna igraszka w porównaniu z tym, jakie „niespodzianki” związane z logiką wojennej desperacji i eskalacji mogą nas jeszcze czekać. Na przełomie czerwca i lipca zarówno Zelenski, jak i przedstawiciele Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy, kilkukrotnie ostrzegali przed możliwymi „prowokacjami” Rosji w kontrolowanej przez nią elektrowni atomowej w Enerhodarze – największej takiej elektrowni w Europie.

Znów – może to tylko gra propagandowa. Jednak możliwe są także dwie inne możliwości: 1) władze ukraińskie faktycznie coś wiedzą o planach rosyjskich działań zbrojnych w elektrowni; 2) władze te same planują takie działania (jak sabotaż lub próba siłowego odbicia elektrowni) w celu wywarcia dodatkowej presji, by zwiększyć udział w wojnie mocarstw zachodnich.

Nadzieja w oporze antywojennym

„Wielka” geopolityczna gra, która toczy się obecnie na polach bitwy w Ukrainie, jest faktycznie wielkim oszustwem wobec tych, którzy płacą za nią najwyższą cenę. Nadzieja w tym, że milczący dziś sprzeciw wobec wojny ujawniać się będzie częściej wraz z narastającym poczuciem bezsensu masowego zabijania się młodych ludzi z klasy pracowniczej, którzy coraz częściej trafiają do okopów wbrew własnej woli (włączając w to tych, którym wojsko daje jedyną szansę godziwego zarobku).

I w Rosji, i w Ukrainie otwarty sprzeciw wobec wojny jest dziś bardzo trudny. Widać jednak symptomy podważania oficjalnego wojennego entuzjazmu. Dla przykładu 28 czerwca lwowski portal Tо є Львів doniósł, że w tym okręgu – tradycyjnie bardzo antyrosyjskim – do komisji poborowych zgłosiło się jedynie 20% wezwanych, z czego połowę stanowili żołnierze kontraktowi.

Budowa międzynarodowego ruchu antywojennego występującego przeciw wszystkim imperializmom, łączącego sprzeciw wobec rosyjskiej inwazji ze sprzeciwem wobec ekspansjonizmu NATO, jest dziś zadaniem niełatwym, ale koniecznym. W Polsce, będącej jednym z czołowych graczy w regionie, naszym wkładem w ten ruch jest przede wszystkim występowanie przeciw tutejszej turbomilitaryzacji i stojącym za nią wojennym kreaturom.

Filip Ilkowski

Tags:

Category: Gazeta - lipiec-sierpień 2023

Comments are closed.