15 maja: 75. rocznica wypędzenia Palestyńczyków. Czy izraelskie państwo apartheidu jest w stanie przetrwać?
Izrael jest społeczeństwem w kryzysie. Z jednej strony kieruje nim rząd, który „podąża drogą ku przyszłości”, jak ujął to w kwietniu minister bezpieczeństwa narodowego Itamar Ben-Gewir. Z drugiej strony ten sam rząd musi zmierzyć się z kryzysem tak głębokim, że według jednej ze stron zagraża on tożsamości Izraela jako państwa żydowskiego i „demokratycznego”.
Na pierwszy rzut oka kryzys dotyczy proponowanych zmian w ustroju prawnym i politycznym. Uprawnienie sądu najwyższego do unieważniania przegłosowanych ustaw jest postrzegane przez rząd jako przeszkoda na drodze do realizacji ambicji związanych z Zachodnim Brzegiem Jordanu. Stąd dążenie do zniesienia tego uprawnienia.
Ułatwiłoby to znacząco „legalizowanie” osiedli osadników na przykład na palestyńskim Zachodnim Brzegu oraz zajmowanie wielu innych terenów. Jednak usunęłoby to jednocześnie mechanizm, który nadaje okupacji pozór zgodności z prawem i demokratycznymi procedurami.
Byłoby to też sprzeczne z oczekiwaniami USA – kraju, od którego Izrael jest uzależniony i którego interesy zawsze reprezentował. Stany Zjednoczone zbroją i finansują Izrael. Jednocześnie pragną podtrzymać fikcję, że jest to kraj demokratyczny, i że są oddane sprawie palestyńskiej państwowości.
Część osób popierających Palestyńczyków zastanawia się, czy nie byłoby lepiej, gdyby jedna ze stron zwyciężyła – pokonując ludzi pokroju Ben-Gewira. Pojawia się jednak również poważniejsze pytanie: czy izraelskie państwo apartheidu jest w stanie przetrwać ten kryzys. Ostatecznie sprzeczności, które do niego doprowadziły, są wpisane w podstawy istnienia tego państwa.
Motywacją dla założycieli Izraela były przerażające prześladowania społeczności żydowskiej w Europie pod koniec XIX i na początku XX. Dążyli oni do ustanowienia wyłącznie żydowskiego państwa w Palestynie. Cel ten przyświecał projektowi politycznemu nazywanemu syjonizmem. Jednak jego realizacja mogła oznaczać jedynie wykrojenie państwa na zamieszkałych już terenach.
Od początku działacze syjonistyczni uciekali się do przemocy, próbując wyprzeć ludność arabską, oraz wykorzystywali rasistowskie mity, odmawiając jej prawa do kolonizowanej ziemi. Przywódcy ruchu syjonistycznego wiedzieli również, że do założenia państwa będzie im potrzebne wsparcie któregoś z imperialnych mocarstw. Jeden z nich, Chaim Weizmann, zabiegał o względy rządu brytyjskiego, oferując pomoc w objęciu siłowym nadzorem ludności arabskiej w Palestynie.
Wielka Brytania miała chrapkę na okupację Palestyny po I wojnie światowej, ale musiała najpierw zjednać sobie arabskich przywódców politycznych, a tym samym oddalić bunt Palestyńczyków. Musiała obiecać, że ani imperium brytyjskie, ani syjoniści nie będą stanowili zagrożenia dla ich praw oraz ambicji w zakresie własnej państwowości.
W ten sposób narodziła się sprzeczność wyrażona w Deklaracji Balfoura z 1917 r. W dokumencie tym Wielka Brytania obiecała „ustanowienie w Palestynie narodowego domu dla narodu żydowskiego”. Zawarto w nim jednak również oświadczenie, że „nie zostanie uczynione nic, co mogłoby zaszkodzić obywatelskim czy religijnym prawom istniejących w Palestynie społeczności nieżydowskich”. Nieuchronnie znaczyło to, że Palestyńczycy – którym deklaracja nie obiecywała własnego państwa – stracą ziemię i domy.
W następnych dziesięcioleciach ruch syjonistyczny funkcjonował jako przedłużenie zbrojnego ramia imperium brytyjskiego w Palestynie. Jego oficjalna milicja, Hagana, wspierała żołnierzy brytyjskich w utrzymaniu ucisku ludności arabskiej oraz w tłumieniu arabskiej rewolty w 1936 r. Jednak syjoniści coraz wyraźniej dostrzegali, że przeszkodą na drodze do realizacji ich ambicji stworzenia państwa w Palestynie są potrzeby brytyjskiego imperializmu.
Oficjalne kierownictwo syjonistów potraktowało brytyjskie próby ograniczania imigracji Żydów do Palestyny jako zdradę. Do 1948 r. Wielka Brytania musiała opuścić Palestynę, sporządzając plan podziału, który przyznawał większość ziem nowemu państwu – Izraelowi. Syjoniści odrzucili ten podział oraz podjęli próbę zdobycia jak największego terytorium z użyciem siły i czystek etnicznych.
Widać tu podobieństwa do dzisiejszego kryzysu. Podobnie jak wtedy ambicje syjonizmu zderzyły się z potrzeb- ami imperialnej potęgi, od której jest on zależny. Wszystko w państwie Izrael oraz jego społeczeństwie i polityce jest kształtowane zgodnie z wymogiem całkowitej integracji z imperialnym porządkiem narzuconym przez Stany Zjedno- czone. Od momentu powstania państwa przywódcy Izraela obsadzają się w roli głównego egzekutora woli USA na Bliskim Wschodzie. Izrael udowodnił, że potrafi się z tego wywiązać, podczas wojny sześciodniowej w 1967 roku.
To ona zapoczątkowała izraelską okupację Zachodniego Brzegu, wschodniej Jerozolimy i Strefy Gazy. Izrael pokonał wówczas armie niepodległościowych rządów arabskich, które kwestionowały obecność USA na Bliskim Wschodzie. Stany Zjednoczone nagrodziły Izrael znacznie większymi kwotami na wydatki zbrojeniowe niż przyznały jakiemukolwiek innemu sojusznikowi. Izrael jest tak ważny strategicznie, że w USA obowiązuje nawet prawo nakładające na rząd wymóg utrzymania militarnej dominacji Izraela na Bliskim Wschodzie.
Te pieniądze trafiają bezpośrednio i pośrednio do przemysłu zbrojeniowego oraz branży zaawansowanych technologii, które mają kluczowe znaczenie dla gospodarki współczesnego Izraela i które są eksportowane z powrotem do USA i na cały świat. Jednak nie niweluje to podskórnych napięć. Izraelczycy żyją dziś na ziemi skradzionej Palestyńczykom w społeczeństwie, w którym są uprzywilejowani w stosunku do Palestyńczyków.
Zagrożeniem dla tego stanu rzeczy jest walka Palestyńczyków o wolność i samostanowienie. To właśnie dlatego w miarę, jak zaciskała się pętla wokół Palestyny, polityka Izraela stale dryfowała w prawo. Istnienie państwa palestyńskiego obok Izraela nie wchodzi tu w grę, ponieważ oznaczałoby to rezygnację przynajmniej z części Zachodniego Brzegu, gdzie mieszka pół miliona Izraelczyków.
Z drugiej strony przyznanie Palestyńczykom równych, demokratycznych praw w ramach jednego bytu państwowego stałoby w sprzeczności z ideą państwa wyłącznie żydowskiego. Żadna licząca się siła polityczna w Izraelu nie może teraz zapowiedzieć rezygnacji z osiedli ani zrzeczenia się kontroli nad Zachodnim Brzegiem, wschodnią Jerozolimą czy Strefą Gazy. Izraelską politykę zdominowały partie opowiadające się za brutalną siłą wspierającą osadnictwo.
Tymczasem, aby uspokoić przywódców palestyńskich i ich arabskich sojuszników, Stany Zjednoczone forsują ideę „rozwiązania dwupaństwowego” – obietnicę przyszłego państew- ka palestyńskiego. Od kilku lat jest to kością niezgody między Izraelem a USA. Jednak dotychczas żaden rząd nie zdobył się na zakomunikowanie zamiaru zignorowania strategii USA tak jasno, jak obecny.
W 2017 r. Becalel Smotricz, lider Żydowskiego Domu, napisał „decydujący plan” dla Izraela. Zawarł w nim myśl, że idee syjonizmu i palestyńskiego wyzwolenia narodowego są ze sobą nie do pogodzenia. Któraś z nich musiałaby się podporządkować drugiej – „dobrowolnie lub siłą”. Dlatego Izrael musi ogłosić prawo do zajęcia wszystkich ziem palestyńskich z nowymi miastami i osadami „w głębi” Zachodniego Brzegu.
Palestyńczycy mieliby „wybór”: albo zaakceptować życie w społeczeństwie, które odmawia im równych praw, albo otrzymać dopłatę do wyjazdu. Dalsza walka oznaczałaby jednak śmierć. Wszystko to – przyznaje Smotricz – jest „odstępstwem od przyjętych zasad” funkcjonowania państw.
W tej wizji Izrael przestaje wykonywać polecenia USA czy „społeczności międzynarodowej”. Zamiast tego reszta świata musiałaby zaakceptować nowy stan rzeczy. Smotricz jest teraz w Izraelu ministrem finansów i robi wrażenie kogoś przekonanego o tym, że wszystko idzie zgodnie z planem.
Stanom Zjednoczonym udało się jednak wziąć izraelski rząd w cugle. Krytyka, z którą musiał się zmierzyć, w połączeniu z ostrym sprzeciwem znaczącej części izraelskiego państwa i społe- czeństwa, zmusiły premiera Netanjahu do wstrzymania reformy sądownictwa. Nie usuwa to jednak przyczyn kryzysu ani wewnętrznych sprzeczności ideologii syjonizmu.
Smotricz, Ben-Gewir oraz – w coraz większym stopniu – Netanjahu dają wyraz zakorzenionej w syjonizmie chęci zajęcia całej palestyńskiej ziemi. Z kolei za opozycją i dużą częścią izraelskiego państwa stoją siły stawiające na podporządkowanie się oczekiwaniom imperializmu Stanów Zjednoczonych. Coraz częściej dochodzi do tarć między stronami, a kryzys może zakończyć się krwawą konfrontacją.
Jedynym sposobem na przezwyciężenie kryzysu jest państwo, które nie tylko zerwie z imperializmem Stanów Zjednoczonych, ale także zaakceptuje Palestyńczyków jako obywateli z pełnią demokratycznych praw. Niestety żadna ze stron nie jest tym zainteresowana. Spoiwem łączącym oba obozy jest idea izraelskiego państwa przeciw Palestyńczykom. Opozycja nie ma dla nich żadnej propozycji ochrony i popiera utrzymanie okupacji.
W kwietniu poparła także powołanie przez Netanjahu rezerwistów – którzy nie zgłosili się wcześniej do służby w proteście przeciwko reformom sądownictwa – w celu złamania palestyńskiego oporu. Opozycja przekonuje też, że ograniczenie „demokracji” zagraża „bezpieczeństwu” Izraela – osłabiając jego zdolność do utrzymania siłowego nadzoru nad okupacją.
Jak widać, nawet w warunkach egzystencjalnego kryzysu idea wyzwolenia Palestyny nie może się narodzić w łonie samego Izraela. Rasistowskie państwo musi zostać rozsadzone przez opór, a imperialistyczny porządek, na którym się opiera, rozbity przez rewoltę obejmującą swoim zasięgiem cały Bliski Wschód.
Nick Clark
Tłumaczył Łuksz Wiewiór
Category: Gazeta - maj 2023