Miasta śmierci: sąsiedzkie pogromy Żydów – Zbrodnie polskiego nacjonalizmu
Gdyby J.T. Gross nie istniał, prawda i tak wyszłaby na jaw.
Taka jest konkluzja po przeczytaniu choćby kilku stron nowej książki p.t. Miasta śmierci – sąsiedzkie pogromy Żydów.
Autor Mirosław Tryczyk jest młodym autorem i badaczem historii (ur. 1977 r.). W swej najnowszej pracy opisuje zdarzenia z 15 miejsc (miast, wsi) w okolicach Łomży i Białegostoku w latach 1941-1943. Zdarzenia te to masowe mordy na Żydach. Taki był formalny znacznik społeczny. Drugim znacznikiem, jaki się pojawiał, politycznym, był zaś komunizm – i dotyczył wszystkich mieszkańców danego terenu. W swoich poszukiwaniach przy pisaniu książki autor napotkał na dowody podobnych zdarzeń w ok. 140 miejscach rejonu wschodniej Polski. Skala tych zdarzeń jest jak widać ogromna i nadal mało zbadana. Wątpliwe, aby obecna polityka historyczna przyczyniła się do upowszech- nienia tego fragmentu historii.
W jednym z wywiadów radiowych autor wyznał, że ważnym impulsem do tej pracy był narodowo-nacjonalistyczny duch, jaki panował w jego rodzinie. Z drugiej strony jego zainteresowania dotyczące historii myśli społeczno-politycznej szeroko rozumianego Wschodu zachęciły do napisania tej książki.
Oparta jest ona głównie na bezpośrednich relacjach świadków zdarzeń lat 1941-43 zawartych w zeznaniach do procesów sądowych rozpoczętych zaraz po wojnie.
Pozostałe materiały wykorzystane do napisania książki to akty śledztw i materiały archiwalne. Bibliografia zawiera ok. 180 pozycji książkowych i artykułów ze źródeł periodycznych. Czyni to z tej publikacji solidną podstawę dla poznania tego fragmentu historii Polski, a zarazem przynosi impuls do szerszej refleksji z zakresu szeroko rozumianych nauk społecznych. Znajdziemy tam słowa ofiar, które przeżyły, winnych, którzy ?przeżyli?, biernych obserwatorów i takich, którzy nie byli bierni, oraz wnioskowanie autora w różnych zakresach i kontekstach, by znaleźć odpowiedzi na pytania, jakie się nasuwają w trakcie czytania książki.
?W wypadku, gdyby faszyzm doszedł do władzy, jak czołg straszliwy przejdzie on po waszych czaszkach i kręgosłupach?.
Tak w 1931 r. Lew Trocki puentował swoje przemyślenia o Niemczech owego czasu. Istotnie – czołg ten pojawił się i przeorał ludzką masę.
Cytat ten, jako swoiste sprzęgło, niech uruchomi proces przemyśleń o przyczynach ludobójstwa, technologii, w jaką je wyposażono, karze, jaka niedosięgła zbrodniarzy, losach ofiar i bezmiaru psychicznej i fizycznej okropności, jakiej doznali Żydzi i inne kozły ofiarne upadłego kapitalizmu, jakim był i jest faszyzm. To prawda, że publikacje tyczące tego tematu pojawiały się w polskim piśmiennictwie, ale ta książka jest bezpardonowa w swojej precyzji i objętości.
Wnioskowanie o przyczynach i konsekwencjach ma ciągle sens, bo czas nie stanowi przeszkody dla zła. Autor książki na początku zajmuje się problemem przyczyn. Rysuje dokładny obraz tych środowisk przedwojennej Polski, które najgłośniej poszukiwały i znajdowały kozła ofiarnego. Opisuje w skondensowany sposób, co jest zaletą dla czytelników niezaznajomionych z tematem środowisk nacjonalistyczno-katolickich, podstawowe założenia programowe Obozu Narodowo Radykalnego i Narodowej Demokracji działających w latach 30-tych XX wieku.
Począwszy od ich analizy stanu społeczeństwa ? krytyka demokracji parlamentarnej, pluralizmu politycznego, obyczajowego, tolerancji, poprzez proponowane wartości w ramach tzw. ?totalizmu katolickiego? ? jednolity pogląd na świat oparty o rasizm i dominację ?aryjczyków?, a kończąc na dominacji jednej katolickiej partii i elity państwa z tej partii wyłonionej.
Społeczno-filozoficzne źródła tego całego przedsięwzięcia doprowadziły ideologów ONR nawet do częściowego poparcia Stalina i jego kapitalizmu państwowego, który ku ich uciesze pokonał władzę internacjonalistycznych robotników w Rosji i ?żyda Trockiego?.
Elity małomiasteczkowe i wiejskie w tym rejonie Polski były zdominowane przez ideologię nacjonalistyczną uzupełnioną o różne elementy religii katolickiej. Do tego stopnia, że wśród inspiratorów czy odmawiających pomocy Żydom byli też księża, a wykonawcami mordów często ?normalni obywatele?, jak urzędnicy, nauczyciele, kierownicy urzędów, listonosze.
Pofeudalne społeczeństwo, pozbawione oddziaływania silnych partii robotniczych (i nieliczność samej klasy robotniczej w tych rejonach), łatwo padało w otchłań łatwych wytłumaczeń ich ciężkiego losu w czasie zmagań obu imperializmów, faszystowskiego i stalinowskiego. Do dziś ten typ tłumaczeń pokutuje jeszcze w niemałych kręgach społeczeństwa. Siła oddziaływania ideologii nacjonalistycznej była tak duża, że kiedy w Goniądzu planowano spalić Żydów w synagodze, do której ich spędzono, interweniowali mieszkańcy, by tego tam nie robić, bo mogą zająć się ogniem ich zabudowania. Nie było istotnej liczby odważnych do zanegowania tego ludobójstwa.
Eksterminacja nie była tylko dyktowana względami rasistowskimi, nawet jeśli one dominowały. Tym co jest dziś swoiście przemilczane, a co równolegle funkcjonowało jako oś nienawiści, był antykomunizm, który polscy nacjonaliści już przed wojną włączyli do swojej doktryny. Śladem faszystów niemieckich polscy faszyści z równą zajadłością odnosili się do osób o poglądach komunistycznych. O przytaczanych w książce przypadkach, trzeba by raczej powiedzieć, że do osób jakkolwiek przychylnie odnoszących się do władzy, jaka nastała po wkroczeniu armii ZSRR do wschodniej Polski.
Dziś częste są argumenty o współpracy Żydów i komunistów z władzami okupacyjnymi jako przyczynie ich tragedii, gdy na podbitych przez ZSRR terenach dokonywano wywózek ludności cywilnej w głąb Rosji. Fakty mówią, że skład narodowościowy nowych władz czy donosicieli nie różnił się od tego, jak wyglądało całe społeczeństwo. Stalinowski aparat dokonywał również deportacji Żydów.
Z drugiej strony Żydzi, czy też ?komuniści?, nie mieli powodów, by dobrze wspominać wcześniejsze krótkotrwałe niemieckie zarządzanie tymi terenami, podczas którego miały miejsce wywózki Żydów w głąb Polski czy Rzeszy. Denuncjacje ?narodowej? partyzantki, jakie się zdarzały, nosiły również znamiona odwetu za pomoc Niemcom we wrześniu 1939 r. w zajmowaniu Polski w pogoni za wycofującymi się Rosjanami. ?Zaraz po wkroczeniu Niemców (?) K. Bernard utworzył komitet antykomunistyczny i mianował się komendantem milicji, przeprowadzili oni aresztowania byłych aktywistów sowieckich i Żydów (?) specjal- nie się znęcali nad aresztowanymi przez nich ludźmi?.
Warto przy tym podkreślić, że główna wsypa antykomunistycznych partyzantów, która miała miejsce na tych terenach, bynajmniej nie wynikała z jakichkolwiek donosów, ale przejęcia przez NKWD ich szczegółowej listy sporządzonej i porzuconej przez polskiego dowódcę. Nie przeszkadzało to organizatorom pogromów winić za to Żydów.
Należy też pochwalić autora za konsekwentną analizę tego, co działo się po wojnie. Chodzi głównie o winnych. Otóż wielu z nich uniknęło kar zupełnie, a nieliczni zostali skazani na skromne zwykle wyroki więzienia. Niektórzy znaleźli nawet dobre posady w organizacji nowego państwa. Dla uniknięcia zadrażnień z ludnością, która nie była zbyt przychylnie nastawiona do nowego systemu, władze przymykały oko na te sprawy.
Ten eufemizm zawiera w sobie takie fakty jak: włączanie do składów sędziowskich osób zawodowo nieprzygotowanych, odpowiadanie oskarżonych z wolnej stopy, amnestia po 1956 r. (t.j. zamknięcie śledztw i zakaz otwierania nowych z wyjątkiem zabójstw), swoista działalność prokuratora Monkiewicza z prokuratury w Białymstoku, który nakłaniał żyjących świadków do obarczania wyłączną winą Niemców.
Społeczność żydowska, a właściwie pozostałe przy życiu jednostki, nie stanowiła już żadnej realnej siły, by móc wymuszać sprawiedliwość. Ludność miejscowa była zaś zastraszona z jednej strony przez ?narodowców? z lasu, którzy ciągle byli aktywni, oraz przez samą obecność morderców pośród mieszkańców tych miejscowości.
Zmęczenie wojną i chęć budowy nowego życia dokonały wyparcia się zła. Te czynniki sprawiały, że przez lata sprawy nie znalazły sprawiedliwego zakończenia, choć słowo sprawiedliwość może być tu tylko formalnym wyrazem sprzeciwu. Dobrym przykładem tego złożonego stanu rzeczy są przytoczone dwa zeznania kobiety dotyczące tego samego zdarzenia, a które dzieli okres ponad 20 lat. Są ze sobą sprzeczne.
Co jest znamienne, książka ta, choć oskarżycielska, nie wywołała takich protestów jak inne o tej tematyce, choćby napisane przez J.T. Grossa. Dlaczego?
Przede wszystkim nacjonalistyczne kręgi po pierwszym zderzeniu z faktami w latach 90-tych, dziś już nie mają żadnych argumentów. Tym bardziej, że książka kipi od faktów. Stąd ucieczka od negowania w szukanie wiatru w nacjonalizmie, bo cóż innego może zaproponować w kryzysowym kapitalizmie ten prąd polityczny?
Po drugie autor jest młodym człowiekiem. Trudno mu zarzucić tendencyjność i skrzywienie w imię obrony poprzedniego systemu. Siła argumentów zasypała nacjonalistów.
Ostatnią, najważniejszą dla nas konkluzją niech będzie idea jedności większości wyzyskiwanego, osaczonego społeczeństwa. Autor przytacza zeznania, w których widzimy, jak Żydzi, w pierwszych dniach po wkroczeniu Niemców, w czerwcu 1941 r.(atak na ZSRR), odpowiadają na przypadki pojedynczych morderstw konsolidacją swych sił, uzbrajają się podobnie jak ich oprawcy i nie dopuszczają do biernej akceptacji swojego położenia.
Wielu z nich mogłoby się uratować, gdyby przed wojną istniała na tych terenach polityka przyjaznej współpracy na wielu polach codziennego życia. Tak jednak nie było. Nie jest silnym podzielone społeczeństwo, gdzie każda wspólnota żyje obok siebie, co również pokazuje ta książka. Jedność jest zasadniczym elementem społecznego potencjału, gdy przychodzi czas na walkę o swoje prawa.
Marek Uchan
Książkę Miasta śmierci – sąsiedzkie pogromy Żydów wydało wydawnictwo RM w 2015 r.
Category: Gazeta - marzec 2016