Rosja – Ukraina – Zachód. Wojenny pęd do katastrofy
Wojna w Ukrainie, łącząca okopy w stylu I wojny światowej z dronami, naprowadzaniem satelitarnym i sztuczną inteligencją, pochłania kolejne tysiące ofiar. Jeśli coś się zmienia to fakt, że w tej maszynce do mielenia ludzkiego mięsa, Rosja powoli posuwa się do przodu na frontach Donbasu.
Podkreślmy: powoli. Wciąż miarą sukcesu może być co najwyżej zajęcie kilkudziesięciotysięcznej miejscowości po miesiącach lub latach walk. Warto to podkreślić w obliczu roztaczanych wizji ataku Rosji na państwa NATO, gdy od ponad 2,5 roku wojska rosyjskie nie są w stanie na trwałe zająć żadnego większego miasta.
Jednak w wojnie, która przybrała charakter wojny na wyniszczenie, silniejsza ludnościowo i gospodarczo Rosja zaczyna osiągać przewagę. Na niepowodzenia na froncie ukraiński prezydent Zełenski odpowiedział nowym „planem zwycięstwa”, który przywiózł na wrześniową wizytę w Stanach Zjednoczonych.
Plan pozostawał tajny, ale jego kluczowym elementem okazało się umożliwienie stronie ukraińskiej ataków w głąb Rosji dostarczanymi przez państwa zachodnie pociskami manewrującymi. Do tego zaproszenie Ukrainy do NATO (lub nadanie Ukrainie podobnych gwarancji sojuszniczych) oraz szybka ścieżka zachodniego wsparcia wojskowego – „prawdziwe wzmocnienie, nie powolne pakiety”, jak się wyraził ukraiński prezydent.
Nie trzeba dodawać, że oglądając TVP lub TVN, czy słuchając polityków czołowych polskich partii parlamentarnych, dowiemy się, że to znakomity pomysł, do którego trzeba tylko przekonać zbyt lękliwego amerykańskiego prezydenta.
Eskalacja zachodniego zaangażowania w wojnę
W skrócie plan oznacza więcej tego samego – jak największe zaangażowanie mocarstw zachodnich w wojnę, z nadzieją, że Rosja na to nie zareaguje. Na razie rosyjski prezydent zapowiedział rewizję doktryny nukle- arnej w taki sposób, że Rosja uznawałaby atak państwa nieposiadającego broni atomowej, w który zaangażowane lub wspierane byłoby państwo taką broń posiadające, za „wspólny atak na Federację Rosyjską”.
Odwet atomowy miałby być możliwy w przypadku, gdy, słowami Putina, „otrzymamy wiarygodne informacje o masowym wystrzeleniu broni ataku powietrznego i kosmicznego i przekroczeniu przez nią granicy naszego państwa. Mam na myśli samoloty strategiczne i taktyczne, pociski manewrujące, bezzałogowe statki powietrzne, samoloty hipersoniczne i inne”.
Oczywiście można stwierdzić (jak czynią to w swej masie polskie media), że Putin blefuje, użycie broni atomowej wiąże się dla niego ze zbyt dużym ryzykiem i jest mało prawdopodobne. Owszem, jest mało prawdopodobne – dziś. Eskalacja wojny może prowadzić to punktu, w którym sięgnięcie po broń atomową stanie się realną możliwością. Warto przypomnieć, że atak Rosji na Ukrainę w 2022 r. także wydawał się mało prawdopodobny, w tym prezydentowi Ukrainy.
Imperializm kapitalistyczny jest jednak systemem opartym na rywalizacji, co oznacza, że imperialistyczni decydenci – tacy jak Putin – czasem podejmują ryzykowne decyzje, także z ich punktu widzenia, licząc na najbardziej optymistyczne scenariusze rozwoju wypadków.
Im większa presja porażki w tej rywalizacji, tym większa pokusa takich decyzji. Dodajmy przy tym, że w 2022 r. nieprawdopodobieństwem była także wizja ataków w głębi Rosji amerykańskimi czy brytyjskimi pociskami naprowadzanymi satelitarnie.
Możliwe postacie odwetu
Jednak nawet jeśli unikniemy nuklearnego Armagedonu, przekroczenie kolejnej „czerwonej linii” kierunku coraz bardziej bezpośredniego zaangażowania państw NATO w tę wojnę oznaczać otwarcie nowych bezpośrednich punktów konfliktu, także zbrojnego.
Brytyjski analityk Anatol Levien wskazał na sposoby „bardziej ograniczonego odwetu”, który jednak może sprowokować „cykl wzajemnej eskalacji kończący się wojną na pełną skalę”.
Jego zdaniem odwet byłby skierowany na początku wobec Brytanii, a nie Stanom Zjednoczonym, by nie prowokować nieuchronnej odpowiedzi tych drugich. Dodajmy przy tym, że władze brytyjskie należą do czołowych „jastrzębi” w kwestii zaangażowania mocarstw zachodnich w wojnę w Ukrainie, w tym w kwestii możliwości ataków na terytorium Rosji brytyjskimi pociskami Storm Shadow.
Zdaniem Leviena możliwą odpowiedzią mogłoby być zestrzelenie brytyjskich samolotów wojskowych operujących blisko rosyjskiej przestrzeni powietrznej na Bałtyku, Morzu Czarnym lub w Arktyce, próba zniszczenia brytyjskich satelitów wywiadowczych pomagających Ukrainie w namierzaniu celów, a przede wszystkim radykalna eskalacja operacji sabotażowych w Europie.
Co więcej Rosja może przekazać broń i wsparcie satelitarne, analogiczne do używanych przez Ukrainę, przeciwnikom Stanów Zjednoczonych.
Jak stwierdził w czerwcu 2024 r. Putin, „jeśli ktoś uważa, że możliwe jest dostarczanie takiej broni na teren objęty wojną w celu uderzenia na nasze terytorium, to dlaczego nie mamy prawa dostarczać naszej broni tej samej klasy do tych regionów świata, w których będą przeprowadzane ataki na wrażliwe obiekty krajów, które robią to Rosji?”.
Wspomnijmy tylko, że na „Bliskim Wschodzie” stacjonuje ok. 40 tys. amerykańskich żołnierzy – i planowane jest wysyłanie kolejnych. Zarówno amerykańskie bazy, jak i Izrael, mogłyby się stać celami rosyjskich pocisków.
Trudno uciec od pytania, jak daleko bylibyśmy wtedy od III wojny światowej, ale można przecież optymistycznie uznać, że USA by na to wszystko nie zareagowały.
Wpływy mocarstw i interesy sponsorów
Mamy do czynienia z wojną, w którą bezpośrednio lub pośrednio zaangażowane są imperialistyczne mocarstwa. Oczywiście Rosja walczy tu o wpływy najbardziej bezpośrednio, z całą brutalnością bomb, rakiet i tysięcy żołnierzy. Jednak skala zaangażowania mocarstw zachodnich oznacza, że to także „ich” wojna, a więc także potencjalnie „ich” porażka.
W tym wszystkim mamy jeszcze coraz bardzie zdesperowane władze Ukrainy realizujące strategię postawienia się w roli państwa klienckiego i frontowego mocarstw zachodnich. Ratują przy tym pozycję własną oraz dominującej części ukraińskiej klasy rządzącej.
Stąd dyskusje nad coraz bardziej ryzykownymi propozycjami grożącymi bezpośrednimi starciami i rozszerzeniem wojny na trudną do wyobrażenia skalę. Ukraina stała się polem walki – w dosłownym sensie – zależnym od zachodnich donatorów. A z ich punktu widzenia zainwestowane pieniądze powinny się zwrócić.
Instytut Kiloński na rzecz Gospodarki Światowej szacuje całość udzielonego wsparcia Ukrainie między 24 stycznia 2022 a 30 czerwca 2024 na ok. 219 mld dolarów (z tego 114 mld dolarów to wsparcie militarne, 88 mld wsparcie finansowe, a 17 mld – humanitarne). Zobowiązania na dalsze lata szacowane są na kolejne 334 mld.
W ogromnej większości pieniądze te pochodzą ze Stanów Zjednoczonych i państw Unii Europejskiej. Porównajmy te liczby z wielkością ukraińskiego budżetu na 2025 r., którego projekt ogłoszono 13 września: dochody szacowane są na równowartość 48 mld dolarów, wydatki na 87 mld. Na cele militarne planuje się wydać 53 mld dolarów, czyli więcej niż całość dochodów budżetowych państwa.
Wpisanie się w walkę o wpływy między imperialistycznymi mocarstwami okazało się koszmarem, przede wszystkim dla samych mieszkańców i mieszkanek Ukrainy. Eskalacja wojny grozi eskalacją tego koszmaru.
Władze Polski ochoczo wpisują się ten wojenny pęd. We własnym interesie róbmy wszystko, by ten pęd powstrzymać.
Filip Ilkowski
Category: Gazeta - październik 2024