Hybrydowy rasizm rządu Tuska
Rządząca ekipa rozkręca rasistowską nagonkę, posługując się rasistowskimi stereotypami i uruchamiając wojenne skrypty
Wbrew oczekiwaniom wielu zwolenników Koalicji Obywatelskiej jej rząd, pod przewodnictwem Donalda Tuska, nie postawił tamy rasizmowi.
Wręcz przeciwnie, ponownie wpuścił jego szeroki i rwący nurt do polityki na każdym szczeblu. Kluczową rolę w tym procesie odegrał nagły zwrot w narracji Tuska i jego ministrów na temat migrantów na polsko-białoruskiej granicy – i przejście na język dehumanizującego migrantów nacisku na kwestie zagrożeń i bezpieczeństwa na granicy.
Tusk kontynuuje zatem rasistowską politykę rządów PiS-u. Upodobnił się do swoich politycznych przeciwników do tego stopnia, że Jarosław Kaczyński może swobodnie cytować jego słowa, by szczuć na migrantów. Na przedwakacyjnej konwencji Prawa i Sprawiedliwości prezes PiS retorycznie pytał zgromadzonych:
„Sam Tusk mówił, kim ci imigranci są. To nie są żadne ofiary, to są młodzi mężczyźni, w wielu wypadkach przeszkoleni i jak on to sam określił, bardzo agresywni. Czy Polska potrzebuje takich ludzi?”
I chociaż Tuskowi zdarza się publicznie potępić jawnie rasistowskie wypowiedzi jego oponentów, nie zmienia to faktu, że ponosi on polityczną odpowiedzialność za wzrost rasistowskich postaw w społeczeństwie i rozzuchwalenie rasistów ze skrajnej prawicy.
W ostatnim czasie atmosferę rasizmu znacznie podgrzała reakcja obozu władzy na dwa wydarzenia związane z obecnością wojska na granicy polsko-białoruskiej – śmierć żołnierza ranionego nożem w czerwcu oraz ujawnienie zatrzymania żołnierzy, którym prokuratura zarzuca przekroczenie uprawnień. Wydarzenia te zbiegły się w czasie z wyborami do Parlamentu Europejskiego i stanowią dobrą ilustrację tego, że w sytuacjach kryzysowych Tusk gra kartami rasizmu i militaryzmu.
Żołnierze strzelali w stronę uchodźców, a także w kierunku swoich kolegów na granicy polsko-białoruskiej. Rząd Tuska chce zapewnić im bezkarność
Hasło „murem za mundurem”, wymyślone przez spin doktorów Prawa i Sprawiedliwości, miało zamknąć usta aktywistom, dziennikarzom, twórcom i politykom, którzy krytykowali funkcjonariuszy Straży Granicznej za przemoc stosowaną wobec uchodźców na granicy polsko-białoruskiej. Pod tym hasłem obiema rękami podpisują się obecnie Tusk i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. Bezwarunkowe „murem za mundurem” w ich wydaniu przybiera na naszych oczach bardzo konkretną i złowieszczą postać daleko idących zmian w ustawodawstwie, które w praktyce zwolnią żołnierzy z odpowiedzialności za użycie broni.
Pretekstem dla działań rządu jest incydent z udziałem żołnierzy, którzy strzelali przy płocie granicznym i zostali za to zatrzymani przez Żandarmerię Wojskową.
Tusk, który chciał zapewne uprzedzić atak ze strony swoich konkurentów w wyścigu do Parlamentu Europejskiego, na trzy dni przed wyborami pisał na platformie X tak: „Odebrałem meldunek Ministra Obrony Narodowej. Postępowanie Prokuratury i Żandarmerii Wojskowej wobec naszych żołnierzy budzi uzasadniony niepokój i gniew ludzi. Oczekuję szybkich wniosków i decyzji organizacyjnych, prawnych oraz personalnych”.
Nie dało się wówczas nie odnieść wrażenia, że premier zawiesił praworządność na kołku i usiłował odgórnie sterować pracą prokuratury i żandarmerii. Dodatkowo wpis ten zestarzał się naprawdę źle, gdy dziennikarze odkryli, że żołnierze użyli broni, chociaż nie byli zagrożeni.
W międzyczasie minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz zdążył już zgodnie z żądaniem Tuska wyciągnąć wnioski i przygotował projekt nowelizacji kilku ustaw dotyczących wojska, policji i Straży Granicznej, który rzekomo usuwa lukę w prawie niepozwalającą żołnierzom na legalne użycie broni. W rzeczywistości w określonych okolicznościach zwalnia żołnierzy z odpowiedzialności za złamanie procedur. „Jeżeli polski żołnierz działałby w obronie granicy, a zagrożone byłoby jego życie i zdrowie, to ma prawo przekroczyć swoje uprawnienia […] Sytuacja na granicy jest cały czas bardzo trudna. Od kilku tygodni jest to napaść. To nie są uchodźcy, to są zorganizowane grupy atakujące polskich żołnierzy […] Oni są narzędziem w ręku reżimów” – mówił szef MON.
Co więcej projekt ministerstwa wprowadza też pojęcie „operacji wojskowej na terenie RP prowadzonej w czasie pokoju”. Stwarza tym samym możliwość wprowadzenia stanu wyjątkowego w trybie innym niż przewidziany w ustawach o stanie nadzwyczajnym (w tym m.in. na polecenie ministra obrony na wniosek ministra spraw wewnętrznych).
Na naszych oczach podgrzewanie atmosfery zagrożenia ze strony migrantów i wprowadzenie do głównego nurtu życia politycznego i społecznego narracji o nieuchronności wojny przekładają się zatem na konkretne narzędzia kontroli społecznej w rękach rządzących, których charakter odziera polityczny krajobraz z pozorów demokracji.
Projektowana nowelizacja ustaw stworzy wokół działań rządu strefę buforową, która oznacza większą przestrzeń do nadużyć władzy, podobnie jak ma to miejsce w przypadku już całkiem namacalnej strefy buforowej utworzonej 13 czerwca na granicy polsko-białoruskiej. A ta ostatnia nie tylko fizycznie oddziela nas od linii granicy, ale w coraz większym stopniu nas alienuje i odczłowiecza, czego ostatnim przykładem jest silne wezbranie fali rasistowskiego hejtu wywołane zdjęciem grupy niebiałych ludzi siedzących na przystanku autobusowym.
Zaczęło się! Kampania nienawiści PiS-u i skrajnej prawicy oraz Tusk dolewający oliwy do ognia
Opublikowane w sieci zdjęcie piątki domniemanych uchodźców opatrzone było słowami sołtyski wsi Czerlonka, która zaalarmowała portal w związku z tym, że na przystanku „przez większość dnia przesiadują imigranci, którym udało się nielegalnie przedostać przez granicę. Ludzie boją się wyjść wieczorami na ulice, a przez to, że przystanek jest ciągle okupowany, dzieci boją się tam stanąć”.
Tyle wystarczyło, by wzbudzić tsunami rasistowskich wpisów, atakujących czarnoskórych i muzułmanów, a także szczujących na aktywistów z organizacji pomocowych funkcjonujących na granicy. Wpis ze zdjęciem wyświetlono ponad dwa miliony razy. Wicemarszałek Sejmu, lider faszystowskiego Ruchu Narodowego, Krzysztof Bosak udostępnił zdjęcia wraz z komentarzem: „Czyli zaczęło się. Tak to właśnie wyglądało na Węgrzech w 2015 roku. Byłem, widziałem. Następny krok to koczowiska w miastach. Państwo, które nie broni się skutecznie przed masową migracją, zostanie zasiedlone”.
Emocje w sieci systematycznie podgrzewali również Janusz Kowalski i Dariusz Matecki, pierwszy do niedawna, a drugi wciąż z Suwerennej Polski. Kowalski prowokował rasistowskimi kliszami: „Popatrzcie, co Tusk robi z tą Polską. Zaczęło się. Naprawdę tego chcieliście?”, „To nie jest śmieszne. Taką przyszłość szykują Polakom Donald Tusk, Rafał Trzaskowski i Szymon Hołownia. Polskie kobiety będą molestowane na polskich ulicach. Po zmroku Polacy będą bali się wyjść na zewnątrz. Wzrośnie przestępczość. Ataki z maczetami staną się powszechne. Zaczęło się”.
Wtórował muMatecki, który rozpowszechniał wyssane z palca kłamstwa na temat tego, jak rzekomo „gwałtownie rośnie liczba zgłoszeń w sprawie incydentów z udziałem obcokrajowców”. A Donald Tusk skorzystał z okazji, by szerzyć rasizm w bardziej zawoalowanej, choć pisanej wielkimi literami, formie, publikując tweet, w którym pobrzmiewa echo rasistowskiego spotu wyborczego emitowanego przez Platformę na jesieni zeszłego roku:
„Sprowadzili SETKI TYSIĘCY migrantów z Azji i Afryki (zarabiając przy okazji na wizach) oraz rosyjskich i białoruskich »informatyków«, pomagając w budowie obcej agentury. Przykryć to chcą rasistowską propagandą. Liczą na krótką pamięć i siłę swojego wrzasku”.
Gdy rząd i opozycja licytują się na rasizm (PiS również dołączyło do nagonki, publikując film wideo z rodzaju tych zapętlanych w Wiadomościach TVP w czasie jesiennej kampanii), naszą odpowiedzią może być tylko pracownicza solidarność z uchodźcami i migrantami – solidarność, która jest międzyludzka i międzynarodowa, oraz mobilizowanie się na protestach przeciwko rasistowskiemu rządowi, skrajnej prawicy i faszystom.
Agnieszka Kaleta
Category: Gazeta - lipiec-sierpień 2024