Pisowskie emerytury bez piaru

| 1 października 2017
16.09.17 Warszawa. Protest ?Solidarności? przed siedzibą  Komisji Europejskiej. Słusznie, że przeciwko ingerencji KE ws. emerytur  w Polsce ? jednak źle, że z politykami PiS na trybunie.

16.09.17 Warszawa. Protest ?Solidarności? przed siedzibą Komisji Europejskiej. Słusznie, że przeciwko ingerencji KE ws. emerytur w Polsce ? jednak źle, że z politykami PiS na trybunie.

1 października w życie weszła reforma obniżająca wiek emerytalny do 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn.

Lepszym określeniem obecnej sytuacji jest chyba jednak powiedzenie, że cofana jest poprzednia reforma emerytalna, wprowadzona w 2012 przez rząd PO i PSL. Cofana zresztą nawet nie w pełni, bo nie przywrócono istniejących do ówczesnej ?reformy? – i utrzymanych na jej mocy do końca 2017 r. – praw rolników do emerytury po osiągnięciu 55 lat dla kobiet oraz 60 lat dla mężczyzn, jeżeli podlegali ubezpieczeniu emerytalno-rentowemu przez okres co najmniej 30 lat i zaprzestali prowadzenia działalności rolniczej.

Za rządów PO/PSL wiek emerytalny wynoszący 60/65 lat zaczął być podnoszony co cztery miesiące o jeden miesiąc. W ten sposób docelowy wiek 67 lat osiągnięty miał zostać w przypadku kobiet w 2040, a w przypadku mężczyzn w roku 2020.

Podwyższenie wieku emerytalnego przez PO/PSL wyraziło arogancję rządu i wręcz pogardę wobec ludzi, którzy pracują ciężko fizycznie i nie mają możliwości pracować do wieku 67 lat. ?Reformę? wprowadzono w rekordowym tempie, bez konsultacji i mimo dużych protestów społecznych.

Oczekiwana długość życia w Polsce w przypadku kobiet wynosi ponad 81 lat, a mężczyzn ? ponad 73 lata. Średnia unijna to z kolei 83 lata dla pań i blisko 78 lat dla panów.

Wewnątrz tych liczb jest jednak duża rozbieżność klasowa. W zawodach robotniczych ludzie żyją krócej. Ludzie na wyższych stanowiskach mają lżejszą pracę fizycznie i psychicznie, więc mogą spokojnie pracować dłużej. Dla wielu pracowników niższego szczebla, szczególnie dla mężczyzn, praca do 67 lat oznaczałaby rzeczywiście pracę do śmierci. Dla jeszcze innych wyższy wiek emerytalny ozna- czałby kilka lat bez pracy pod koniec życia, z powodu niemożliwości znalezienia pracy w tym wieku pracę. Szczególnie kobiety po 50-ce zostały w dużej mierze wykluczone z aktywności zawodowej.

Rząd PO/PSL uzasadniał wydłużenie wieku emerytalnego do 67 lat czekającymi nas zmianami demograficznymi. Oczekiwana długość życia emeryta wydłuża się, a rodzi się coraz mniej dzieci.  Liczba osób pobierających emerytury wzrośnie, a płacących składki emerytalne ? zmaleje.

Argumenty te jednak nie przesądzają, że podwyższenie wieku emerytalnego to właściwa ścieżka rozwiązania problemu wysokości przyszłych emerytur. Pomimo tego, że zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn do 67 lat niektórym mogło się podobać z powodów równościowych, to jednak zrównanie w tak wysokim wieku emerytalnym było problemem, jak wyżej opisano, zarówno dla mężczyzn, jak i kobiet. Wiele środowisk lewicowych postulowało reformy zasad odprowadzania składek emerytalnych, zamiast podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat.

PiS obniżył wiek emerytalny, co należy przyjąć z zadowoleniem jako krok w dobrym kierunku. Nie uczynił jednak wiele ponadto, brak tu głębszych reform, problem niskich emerytur pozostał. Podstawowa cecha polskiego systemu emerytalnego promująca ludzi z grubymi portfelami – że z grubsza mówiąc masz taką emeryturę, jaką sobie uskładasz – pozostała niezmieniona. Wciąż też nie można przejść na emeryturę ze względu na staż pracy – co postulowały związki zawodowe.

Nic zatem nie wskazuje na to, że obecna obniżka wieku emerytalnego to pisowski zwrot w lewo. Che Guevara na koszulkach jest niezagrożony. Nic nie wskazuje na to, aby Kaczyński miał go w najbliższym czasie zastąpić. Światopoglądowo PiS to w zasadzie taka sama neoliberalna partia, co PO. Nie dziwią zatem słowa ministry pracy Elżbiety Rafalskiej zachęcającej, aby… ludzie pracowali jak najdłużej nie korzystając z obniżonego wieku emerytalnego. ?Każdy rok dłuższej pracy to o 8 proc. wyższa emerytura.? – przekonywała. Wygodniej jest bowiem nie podejmować niewygodnych reform i przerzucać problem na samych emerytów.

Nie wszyscy dają się jednak przekonać. Tylko do końca bieżącego roku uprawienia emerytalne uzyska dodatkowych 330 tys. osób. Już od 1 września można składać wnioski i przed końcem września o emeryturę wystąpiła około połowa z nich. Jak jednak przewiduje ZUS, wniosek złożyć może co najmniej 80 proc. uprawionych. I nie ma w tym nic dziwnego. Świat zza biurka ministry Rafalskiej wygląda zupełnie inaczej niż świat pani sprzątającej to biurko. Ta pierwsza może chcieć pracować jak najdłużej ciesząc się swoją karierą polityczną, ta druga może fizycznie nie być w stanie pracować dłużej niż do osiągnięcia wieku emerytalnego.

Myliłby się ten, kto myślał, że świadczenie emerytalne w Polsce to dostatnie życie w komforcie i spokoju. Część emerytów, szczególnie z uwagi na niskie emerytury, jest zmuszona pracować tak długo, jak tylko są w stanie. Na szczęście zgodnie z nowymi przepisami mogą to robić bez ograniczeń kwotowych. Podczas przechodzenia na emeryturę muszą się jednak zwolnić u swojego pracodawcy co może stanowić problem dla wielu z nich. Takiej niedogodności nie mają przedsiębiorcy, nikt ich nie zmusza do zawieszenia czy likwidacji działalności z chwilą przejścia na emeryturę. Co więcej, oprócz tego, że uzyskują drugie źródło przychodu, to jeszcze ich koszty prowadzenia działalności obniżają się o kilkaset złotych. Dzieje się tak dlatego, że gdy przedsiębiorca prowadzi firmę już jako emeryt, jest zwolniony ze składek na ubezpieczenie społeczne.

Od 1 marca 2017 wysokość minimalnej emerytury wzrosła z 882,56 zł do 1000 zł brutto czyli do 853 zł netto. Myliłby się jednak ten, kto myślałby, że emerytura minimalna przysługuje każdemu, kto osiągnie wymagany prawem wiek emerytalny. Aby ją uzyskać należy mieć określony staż pracy: 20 lat dla kobiet i 25 lat dla mężczyzn.

Dlatego słuszna byłaby likwidacja powyższych limitów. Świadczenia emerytalne powinny być na poziomie zapewniającym godne życie, a nie może być o tym mowy, kiedy pobiera się świadczenie emerytalne w kwocie poniżej tej minimalnej. Jeśli nie ma na to środków w budżecie, to powinno się zacząć szukać dodatkowych pieniędzy. Chociażby poprzez likwidację kwoty rocznego ograniczenia podstawy dochodowej wymiaru składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe. W tym roku wynosi ona 127.890 zł. Czyli od sumy powyżej tej kwoty najbogatsi nie odprowadzają już składek. Ruch taki nie prowadziłby do wypłacania im w przyszłości wysokich emerytur, bo zgodnie z obecnie obowiązującym prawem emeryt może liczyć na maksymalnie 4 tys. zł świadczenia brutto miesięcznie.

Można też ściągnąć większe podatki od najbogatszych ludzi i korporacji, by sfinansować godne minimum socjalne dla wszystkich.

Piotr Wiśniewski

Tags:

Category: Gazeta - październik 2017

Comments are closed.