Czy prawdziwa demokracja jest możliwa?
Obecnie prawie nie ma polityka, który nie mówiłby o sobie, że jest ?demokratą?. Idee ?demokracji? otwarcie odrzuca jedynie najskrajniejsza prawica w faszystowskim lub korwinowskim wydaniu. Słowo ?demokracja? trafiło do słownika politycznych frazesów i nie wydaje się, by miało reprezentować jakiś rewolucyjny, wyzwoleńczy potencjał.
Wręcz przeciwnie. Słowo to oznacza z greckiego ?władzę (lub ?moc?) ludu?. Jeżeli jednak spytamy kogokolwiek należącego do owego ?ludu?, czy uważa, że posiada jakąś władzę, w większości przypadków ogarną go uzasadnione wątpliwości co do naszych władz umysłowych… Obecnie większość zwykłych ludzi ma do demokracji stosunek raczej cyniczny, uważając ją za wielkie oszustwo, pozory, za którymi ukrywa się najzwyklejsza opresja i samowola rządzących elit.
Nie zawsze jednak tak było. Dawniej uważano demokrację za niebezpieczną, wywrotową ideę, sprzeczną z ?naturalnym? czy ?boskim porządkiem?. Platon uważał ją za niezgodne z rozumem rządy ciemnego, mamionego przez demagogów motłochu, prowadzące wprost do tyranii. Arystoteles w swej typologii ustrojów wyróżnił trzy tzw. ?dobre? ustroje: monarchię – rządy kierującej się nakazami rozumu i dobrem wspólnoty sprawiedliwej jednostki, arystokrację – rządy ?najrozumniejszych?, ?najszlachetniejszych? członków wspólnoty, oraz tzw. politeję, w której władza większości miała być równoważona przez władzę ?rozumnej elity?.
Obok nich istniały trzy ?zdegenerowane? formy powyżej przedstawionych ustrojów: tyrania – władza kierująca się egoizmem dążącego do zaspokojenia swych żądz tyrana, oligarchia – władza najbogatszych, oraz demokracja, czyli władza większości. Przez całe wieki demokracja nie cieszyła się uznaniem myślicieli. Sytuacja zaczęła się zmieniać w połowie XVII wieku, kiedy to najbardziej radykalne stronnictwa Rewolucji Angielskiej – lewelerzy (?zrównywacze?) i diggerzy (?kopacze?) zaczęli głosić postulat powszechnego prawa wyborczego.
Rewolucja Francuska
Podobnie było w czasie o wiek późniejszej Rewolucji Francuskiej. Wtedy to rozpowszechniło się wywodzące się z oświeceniowej filozofii przekonanie o przyrodzonej równości ludzi. Drugą z oświeceniowych idei było pochodzenie władzy od ludu i jego suwerenności (w przeciwieństwie do władzy pochodzącej ?od boga?). W połowie XX wieku demokracja stała się częścią dominującego światopoglądu.
Myślę, że zasadniczym pytaniem, jakie należy postawić, nie jest: ?czy demokracja (prawdziwa) jest możliwa?, ale dlaczego jest w tej chwili niemożliwa, co uniemożliwia jej urzeczywistnienie w obecnej sytuacji?
Przez większość swej historii ludzkość żyła w egalitarnych wspólnotach zbieracko-łowieckich. Brak rozwiniętych środków technicznych zmuszał wszystkich członków społeczności do bezpośredniego zaangażowania się w zdobywanie środków utrzymania. Każdy i każda był/a bezpośrednio zależny/a od innych. Życie i umiejętności każdego/dej były też niesamowicie cenne w niewielkich społecznościach. W tych warunkach nikt nie mógł zdobyć nad innymi większej i trwałej kontroli. Sytuacja zmieniła się wraz z powstaniem rolnictwa.
Pojawiły się nadwyżki żywności, które oprócz wzrostu demograficznego pozwalały na utrzymywanie jednostek nie zaangażowanych bezpośrednio w zdobywanie środków do przeżycia. Możliwe stało się wyodrębnienie elity sprawującej kontrolę nad nadwyżkami żywności, kierującej pracą innych i wykorzystującej ją do własnych celów. Rodziło się społeczeństwo klasowe.
Nie działo się to jednak automatycznie. Rozwój środków produkcji nie warunkował bezpośrednio dominacji jednych i podporządkowania drugich. Pozostałości archeologiczne (np. w Çatalhöyük na terenie obecnej Turcji) świadczą o naprzemiennym występowaniu okresów egalitarnej i klasowej organizacji społeczeństwa (różnice w wielkości domów, istnienie pałaców, więzień, miejsc kaźni i innych ośrodków władzy itd), rozdzielonych okresami nasilenia walk społecznych (ślady zniszczeń, pożarów, masakr).
W sposób naturalny nasuwa się pytanie, czy możliwa była alternatywna historia ludzkości, w której rozwój sił wytwórczych przebiegałby bez tego całego zła, które przyniosła klasowa organizacja społeczeństwa…
Tak jednak nie mogło być, historia ludzkości stała się historią społeczeństw i walk klasowych. Historią na ogół ponurą, w której niewiele było jaśniejszych momentów. Jak choćby demokracja w starożytnych Atenach, gdzie w wyniku długotrwałej walki zwykli ludzie ? chłopi i drobni rzemieślnicy ? obalili monopol na władzę oligarchii wielkich właścicieli ziemskich i wielkich kupców, i zdobyli udział we władzy. Mimo tego trudno, żebyśmy uznali ustrój starożytnych Aten za przykład prawdziwie demokratycznego ustroju, w sytuacji istnienia niewolnictwa oraz braku praw publicznych kobiet i metojków (osiadłych cudzoziemców).
Historia ruchu pracowniczego od samego początku związana jest z walką o demokrację. Podstawowym dążeniem ruchu czartystów było powszechne prawo wyborcze (niestety jedynie dla mężczyzn). Prawo to miało być równe (tzn. głos każdego człowieka ma taką samą wagę, bez względu na jego pochodzenie, pozycję społeczną itd. Inaczej mówiąc: jeden człowiek, jeden głos).
Głosowanie miało być tajne, żeby zapobiec zastraszaniu wyborców. Co istotne, domagano się też wprowadzenia wynagrodzeń dla deputowanych, po to, by wybierani mogli być nie tylko bogaci. Z powszechnym prawem wyborczym wiązano wielkie nadzieje – uważano, że jego zdobycie będzie równoznaczne z rewolucją, że pozbawiona dotychczas głosu większość po prostu przegłosuje będącą dotąd u władzy mniejszość. W praktyce nie było to takie proste, jak się wydawało. Wraz z upowszechnieniem prawa wyborczego zmieniła się rola parlamentu ? ze zgromadzenia reprezentującego rzeczywiste interesy klasy rządzącej stał się instytucją w dużej mierze fasadową.
System parlamentarny odgrywał i odgrywa niechlubną rolę w korumpowaniu przedstawicieli klasy pracowniczej. Z demokratycznego postulatu wynagradzania za sprawowanie funkcji publicznych klasa rządząca uczyniła własną broń: wynagrodzenie to stało się tak wysokie, że taki przedstawiciel może uważać się za uprzywilejowanego, z pracownikami, którzy na niego głosowali, mającego już niewiele wspólnego.
Nie oznacza to jednak, że zdobycie powszechnego prawa wyborczego było pozbawione jakiegokolwiek znaczenia. Wykazało siłę klasy pracowniczej, która była w stanie wymusić na rządzących ustępstwa w kluczowej dla nich kwestii.
Żeby utrzymać swoją dominację, rządzący zostali zmuszeni uciec się do oszukańczych wybiegów i zmienić charakter swego parlamentaryzmu na w dużej mierze fasadowy. Poza najbardziej reakcyjnymi kreaturami nikt już otwarcie nie ośmieli się powiedzieć, że: ?hołota nie powinna mieć nic do powiedzenia?, albo że głos jednego człowieka ma mieć większą wagę niż drugiego, gdyż ma on więcej pieniędzy bądź jest rzekomo ?lepiej urodzony?.
Odpowiedzi na pytanie, jak można osiągnąć rzeczywistą demokrację, udziela marksizm, który czerpie swą wiedzę z doświadczeń ruchu pracowniczego. Demokratyczne społeczeństwo nie jest możliwe, jeżeli demokratyczne stosunki nie będą panowały w kluczowych miejscach pracy, gdzie powstają wszelkie niezbędne dla tego społeczeństwa rzeczy i gdzie kapitaliści zagarniają swe zyski – będące podstawą ich władzy.
Istota kapitalizmu
Istota kapitalizmu – kontrola ?pracodawców? nad pracownikami i zagarnianie owoców ich pracy ? jest ze swej istoty zaprzeczeniem demokracji. Zdobycie przez pracowników kontroli nad ich miejscami pracy, odzyskanie kontroli nad własnym życiem, będzie równoznaczne z obaleniem kapitalizmu, będzie aktem rewolucyjnym.
W historii mieliśmy już do czynienia z przykładami rewolucyjnej władzy pracowniczej. Począwszy od Komuny Paryskiej 1871 roku, poprzez Sowiety (Rady Delegatów) podczas rewolucji rosyjskich w latach 1905 i 1917, analogiczne rady powstały podczas Rewolucji Listopadowej w Niemczech w 1918 roku, na Węgrzech w 1956 roku, we Francji w 1968 roku, w Chile w 1973 roku. Można też zaliczyć do nich Międzyzakładowe Komitety Strajkowe w Polsce 1980/81 roku i inne przykłady demokracji pracowniczej, aż po Egipt czasów teraźniejszej rewolucji.
Wszystkie te organy były/są oddolnie wybierane przez pracowników w ich miejscach pracy. Są o wiele bardziej demokratyczne niż jakiekolwiek parlamenty. Ich siła wynika bezpośrednio z ekonomicznej siły pracowników zdolnych kontrolować gospodarkę. Jest to demokracja ciągła – pracownicy w każdej chwili mogą odwołać reprezentującego ich delegata. Nie sprowadza się do możliwości wyboru nowego pasożyta raz na 4 lata.
Niektórzy całą kwestię parlamentaryzmu chcą zamknąć sloganem: ?Gdyby wybory mogły coś zmienić, już dawno by ich zakazano.? To prawda, że wybory nie załatwią najważniejszej rzeczy – nie obalą kapitalizmu. Nawet nie poprawią w istotny sposób losu zwykłych ludzi.
Niemniej jednak nie można opuścić tego pola walki, oddawać go socjaldemokracji czy pseudo-socjaldemokracji (patrz SLD czy Palikot), prawicy lub nawet faszystom, W obecnych czasach o polityce mówi się najwięcej przy okazji wyborów.
Rewolucyjna lewica, jeżeli nie będzie chciała tego wykorzystać, skaże się na izolację i marginalizację. Jak mawiał brytyjski marksista Tony Cliff, parlament nie jest żadnym tam ?kryształowym pałacem? – jest kupą gnoju! Ale, jeżeli na nią wejdziesz, ludzie będą cię mogli lepiej usłyszeć.
Właśnie w tym celu Pracownicza Demokracja współtworzy Ruch Sprawiedliwości Społecznej – ponieważ daje to możliwość zaprezentowania na szerszym forum – przy okazji wyborów – antykapitalistycznych poglądów.
Michał Wysocki
Category: Gazeta - wrzesień 2014