Poprzednie władze Wenezueli widzą szansę na zemstę
Mike Gonzalez z Caracas
Sytuacja w Wenezueli staje się bardzo napięta.
Od kiedy 12 lutego prawicowa opozycja zwołała demonstracje uliczne, w całym kraju płoną barykady i rozprzestrzenia się przemoc. Zaatakowano kubańskich lekarzy, podpalono autobusy tanich, państwowych linii, zaatakowano szkoły i budynki rządowe.
Świat obiegły zdjęcia przedstawiające blokady ulic przez demonstrujących studentów. Kreują one wizję szerokiej i ogólnospołecznej opozycji przeciwko rządom Nicolasa Maduro i projektowi ?Chavista?.
Ten wykreowany obraz jest jednak głęboko mylący i zmanipulowany.
Jak dotąd płonące barykady i protesty głównie odbywają się w rejonach za- mieszkiwanych przez klasę średnią. Na przykład w stolicy Caracas, biedniejsze dzielnice zmobilizowały się, by pokazać swoje poparcie dla Maduro.
Zdają sobie oni sprawę, że przywódcy tak zwanego ?ruchu obywatelskiego? to ci sami ludzie, którzy odpowiadają za próbę puczu przeciwko ówczesnemu prezydentowi Chavezowi w kwietniu 2002 r. Pucz ten był wymierzony w ?Rewolucję Boliwariańską? Chaveza, która miała zapewnić spożytkowanie dochodów bogatej w ropie naftowej Wenezueli na cele społeczne: oświatę i opiekę zdrowotną. Pucz trwał jedynie 48 godzin, ponieważ został zatrzymany przez masowy ruch popierający Chaveza.
W chwili obecnej, programy społeczne, słusznie będące dumą Chaveza, podupadają.
Dochody z wydobycia ropy, zamiast rozwijać nową zróżnicowaną i produktywną gospodarkę, trafiają na prywatne konta bankowe. Skala korupcji wewnątrz rządowego gabinetu jest powszechnie znana.
Poparcie zwykłych Wenezuelczyków dla nowego modelu społeczeństwa, który promował Chavez, nie ustaje. Potrzebne są jednak realistyczne rozwiązania namacalnych problemów – tylko one zagwarantują, że stary porządek nie wróci.
Tłumaczył Maciek Hoffmann
Category: Gazeta - marzec 2014