Ani Zachód ani Rosja – Nie dla gier wojennych o Ukrainę
Najlepsze stanowisko wobec kryzysu ukraińskiego można ująć bardzo krótko w haśle: ?Ani Zachód ani Rosja?.
Pojawienie się na Krymie zakamuflowanych rosyjskich żołnierzy i reakcja na to ze strony Zachodu i nowego ukraińskiego rządu może wywołać wojnę na Ukrainie.
Mieszkańcy Ukrainy są coraz bardziej podzieleni na zwolenników Moskwy z jednej strony i Brukseli z Waszyngtonem z drugiej. To ich wielkie nieszczęście.
W zderzeniu rosyjskiego i zachodniego imperializmu nie należy popierać żadnej ze stron. Przeciwstawiamy się interwencji jakichkolwiek państw NATO czy Unii Europejskiej (w tym Polski) na Ukrainie. Przeciwstawiamy się też jakiejkolwiek interwencji Rosji.
Wydarzenia na Ukrainie nie są wynikiem spisku wykreowanego w Waszyngtonie Brukseli czy Moskwie. Jednak imperialistyczne mocarstwa nie tylko reagują na bieg wydarzeń, lecz starają się kształtować przyszłą Ukrainę zgodnie z własnymi interesami.
Czym jest imperializm?
Współczesny imperializm jest kapitalistycznym systemem ekonomicznej i geopolitycznej konkurencji czołowych mocarstw. Imperialiści walczą o owoce globalnego wyzysku kapitalistycznego.
Nie można mówić jedynie o rosyjskim lub wyłącznie o amerykańskim imperializmie.
Rosja nie jest ani siłą antyfaszystowską ani antyimperialistyczną. Jest po prostu mniejszym imperialistą niż USA.
Nasza organizacja, Pracownicza Demokracja, ma swoje korzenie w politycznym nurcie Międzynarodowego Socjalizmu. To tradycja socjalizmu oddolnego, której hasło ?Ani Waszyngton ani Moskwa, lecz międzynarodowy socjalizm? pozwoliło orientować się w czasach zimnej wojny.
Dziś to hasło jest jak najbardziej na czasie.
Co chcą ugrać mocarstwa?
Rosja
Putin nie ingeruje na Ukrainie dla dobra tamtejszych Rosjan lub innych rosyjskojęzycznych mieszkańców.
Na Ukrainie interesuje go wyłącznie wzmocnienie Rosji jako mocarstwa i ekonomiczne interesy rosyjskich kapitalistów.
Putin obawia się okrążenia przez państwa związane z zachodnimi mocarstwami.
Czy nie ma racji? Ponad dwie dekady po upadku ZSRR północno-wschodnia granica Rosji graniczy z NATO ? czyli Polską (obwód kaliningradzki), Estonią, Litwą i Łotwą. W dodatku inne państwa byłego bloku wschodniego są teraz członkami NATO ?Bułgaria, Czechy, Rumunia, Węgry, Słowacja (oraz, oczywiście była NRD).
W 2008 r. Michaił Saakaszwili, lider uzbrojonej przez NATO Gruzji, rozpoczął wojnę z Rosją, na czym źle skończył. Od czasu upadku ZSRR widzimy konkurencję między USA a Rosją o to, kto może mieć bazy militarne we krajach Azji Środkowej dawnego ZSRR.
To nie oznacza, że powinniśmy wykazać się wyrozumiałością wobec Putina. Punkt widzenia lidera mocarstwa nie jest punktem widzenia zwykłych ludzi. Putin jest imperialistą, który przed kilkunastoma laty pokazał, że gotów jest mordować dziesiątki tysięcy ludzi w Czeczenii.
Geopolityczne obawy Putina przed zachodnim okrążeniem i znaczenie Ukrainy dla rosyjskich interesów gospodarczych oznaczają, że w obecnym kryzysie prawdopodobnie jest on gotów więcej ryzykować niż państwa zachodnie.
USA
Oczywiście, nie tylko Putin jest imperialistą, wbrew temu, co mówią polscy politycy i media.
Stany Zjednoczone są daleko największym mocarstwem imperialistycznym świata.
Dlatego można pęknąć ze śmiechu słysząc, jak 2 marca potępiający Putina amerykański sekretarz stanu John Kerry powiedział, że ?w XXI wieku nie dokonuje się inwazji w dziewiętnastowiecznym stylu pod całkowicie sfabrykowanym pretekstem?. Kerry nie tylko nie zauważył, że w XX wieku było niemało takich inwazji, ale także, że w nowym milenium USA z sojusznikami (w tym Polską) dokonały inwazji na Irak ze skutkiem śmiertelnym dla setek tysięcy ludzi. I działo się to pod ?całkowicie sfabrykowanym pretekstem? w postaci posiadania przez Irak broni masowego rażenia. Takiej broni nie było. Żadne inne państwo nie dokonał tylu inwazji, co USA od drugiej połowy XX wieku.
Ostatnio USA dokonały strategicznego zwrotu ku Azji Wschodniej widząc w Chinach głównego konkurenta. To nie znaczy, że możemy być pewni pokojowego rozwiązania obecnego konfliktu wokół Ukrainy. Stany nie mogą sobie pozwolić na zbyt bierną reakcję na ekspansywną politykę Rosji.
Unia Europejska
Na początku marca Unia Europejska zdecydowała się na 11 mld euro ?zastrzyku finansowego? dla Ukrainy (zob. niżej).
Unia Europejska nie ma jednolitej armii i jej państwa członkowskie nie mają tych samych postaw wobec Rosji. Różne interesy istnieją również między Unią a USA. Dlatego w momencie pisania tego tekstu artykuł w Financial Times mógł nieść tytuł: ?Pojawiają się rozłamy w postawie Zachodu wobec Rosji? (05.03.2014). Czytamy, że USA dążą do nakładania sankcji wobec Rosji, lecz Niemcy stawiają ?silny opór?. Sytuacja wokół sankcji zmienia się z dnia na dzień.
Nie można powiedzieć, że Unia nie interweniowała politycznie na Ukrainie starając się ją przyciągnąć we własne wpływy. Szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton była w ostatnich tygodniach częstym gościem w Kijowie. Różnice między państwami Unii głównie dotyczą tego, jak daleko można się posunąć bez oglądania się na interesy z Rosją.
Putin nie ma tych samych problemów polegających na otrzymaniu zgody od sojuszników w kwestii ukraińskiej. Nawet jeśli nie dojdzie do wojny, możemy być pewni, że kontynuowane będą silne rosyjskie naciski różnego rodzaju na Ukrainę (od militarnych po ekonomiczne i dyplomatyczne).
Polska
Rząd Polski chce, by Polska była ?liderem? w regionie, bliskim sojusznikiem USA i grała ważniejszą rolę w Unii Europejskiej. Nie chce, by Niemcy i inne potężniejsze państwa negocjowały z Rosją nad głową Polski. Najbardziej ze wszystkich państw członkowskich gra o przyciąganie Ukrainy do Unii Europejskiej.
Rząd się cieszy, że Polska stała się ważniejszym sojusznikiem podczas kryzysu ukraińskiego, co potwierdził 5 marca sekretarz stanu USA Chuck Hagel obiecując, że Stany zwiększą pomoc militarną dla Polski i krajów bałtyckich. Dzień wcześniejprezydent Komorowski podkreślił, że wydarzenia na Ukrainie pokazują, że usprawiedliwione są ostatnie ogromne podwyżki nakładów na wojsko.
Musimy przeciwstawić się polskiej militaryzacji. Jest wyrzucaniem w błoto pieniędzy, które mogą być wykorzystywane na cele socjalne. Co więcej, przyczynia się do zwiększenia napięć międzypaństwowych, a dziś szczególnie wokół kryzysu ukraińskiego.
Majdan i Zachód
Jest małe prawdopodobieństwo, że bojownicy Majdanu byli szkoleni w Polsce i na Litwie – wbrew temu, co twierdzi Putin. Lecz prawdą jest, że zachodnie kraje ingerowały bezpośrednio na Majdanie.
Przemawiali tam polscy politycy, jak Jarosław Kaczyński i Jacek Protasiewicz. Inni tłumnie przyjeżdżali do Kijowa ? od Kurskiego po Palikota. Na majdańskiej scenie przemawiali też ówczesny minister spraw zagranicznych Niemiec Guido Westerwelle oraz twardogłowy republikański senator John McCain z USA.
Zastępca sekretarza stanu USA, Victoria Nuland ? ta, która powiedziała w ujawnionej rozmowie telefonicznej ?Fuck the EU? (czyli ?pieprzyć Unię Europejską?) postulując bardziej twarde wciąganie Ukrainy w orbitę Zachodu – rozdawała ciasteczka protestującym. Z perspektywy polskich ?twórców opinii?, takie wydarzenia są zupełnie normalne. Jednak zadajmy sobie pytanie: jaka byłaby reakcja zachodnich polityków i mediów gdyby to minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow przemawiał przed dzisiejszymi tłumami na wschodzie Ukrainy?
Oczywiście wystąpienia polityków to nie sprawa największej wagi. Ważniejsze jest to, że politycy ukraińscy są pielęgnowani przez zachodnie mocarstwa. Były mistrz bokserski Witalij Kliczko, lider partii UDAR (?Cios?) jest pupilkiem niemieckiej chadecji, a obecny premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk był faworytem USA na szefa rządu (co pokazała wspomniana rozmowa Nuland).
Oligarchowie – jaki mają wpływ na bieg wydarzeń?
Oligarchowie na Ukrainie grają kluczową rolę w polityce. Według amerykańskiej organizacji IREX grupa ok. stu najbogatszych kontroluje ok. 80 proc. PKB Ukrainy. Inne szacunki mówią o tym, że 100 osób posiada równowartość 40 procent ukraińskiego PKB.
Według niemieckiego tygodnika Der Spiegel w ostatnich wyborach parlamentarnych w 2012 r. z 196 mandatów zwycięskiej Partii Regionów Janukowycza ok. 60 mandatów zdobyli ludzie najbogatszego Ukraińca Rinata Achmetowa, a 30 ludzie drugiego oligarchy Dmytro Firtasza.
Jednak nawet przed obecnym kryzysem ci dwaj najważniejsi oligarchowie szukali alternatywy dla Janukowycza. Trzy krwawe dni, które skończyły się krwawym czwartkiem (20 marca) przechyliły szalę – sojusznicy opuścili Janukowycza i prezydent był skończony.
Oligarchowie mają interesy z partnerami na wschodzie i zachodzie, jednak dziś, gdy toczą się gry wojenne, interesy ukraińskich oligarchów spadają na dalszy plan wobec konfliktu między imperialistami.
Czym był Majdan i co się dzieje na wschodniej Ukrainie?
Rzetelni komentatorzy i ludzie autentycznej lewicy często zajmują przeciwstawne stanowiska wobec protestów na Majdanie w Kijowie i ich następstw na wschodzie kraju. Nic dziwnego. Sytuacja jest bardzo skomplikowana.
Mamy wyraźnie do czynienia z prawdziwym niezadowoleniem i gniewem milionów mieszkańców Ukrainy spowodowanym skorumpowaną władzą oligarchów i ich polityków na wschodzie i zachodzie kraju.
Majdan
Niestety od samego początku demonstracji kijowskich w listopadzie 2013 roku, ten gniew był kształtowany przez liberalnych konserwatystów i faszystów – a ci ostatni w szczególności zajmowali się obroną Majdanu.
Nie oznacza to, że setki tysięcy ludzi biorących udział w demonstracjach przeciw Janukowyczowi w Kijowie i innych miastach nie miały własnych poglądów, często
lewicowych, wyrażających oburzenie wobec niesprawiedliwości i chcących jedności z mieszkańcami na wschodzie.
Chodzi raczej o to, że główny postulat zbliżenia się do Unii Europejskiej nie mógł zjednoczyć ludzi w całym kraju. Zwłaszcza, gdy przez cały okres protestów Unia naciskała na potrzebę wprowadzenia antypracowniczych ?reform?.
Kierunek na Unię Europejską wyraża politykę części klasy kapitalistycznej i średniej.
Niektórzy pracownicy mogą to popierać, ale ewentualne wstąpienie Ukrainy do Unii ? czyli do machiny uskutecznienia procesów wyzysku ? nie jest korzystne dla klasy pracowniczej.
Nic dziwnego więc, że protestom na Majdanie nie towarzyszyły strajki pracownicze.
Nawet po tym, jak w styczniu Janukowycz wprowadził antydemokratyczne ?ustawy dyktatorskie? z wysokimi karami dla protestujących widzieliśmy, że nie udało się uwolnić od neoliberalnego kursu na Unię, czego dowodem jest skład nowego rządu w Kijowie.
Jedyną klasą społeczną, która mogłaby doprowadzić do zjednoczenia ludzi ze zachodu i wschodu kraju, jest klasa pracownicza. Swoimi strajkami w całym kraju mogłaby uderzyć we wszystkich oligarchów oraz w biznesowe interesy Zachodu, jak i Rosji (a także Chin, drugiego po Rosji partnera handlowego i poważnego inwestora na Ukrainie). Obecne wydarzenia w Bośni są świetnym przykładem takiej jedności (patrz s.4.)
Wschód
Na wschodzie i na południu gdzie mieszka większość Rosjan (7-8 milionów w całym kraju) i rosyjskojęzycznych Ukraińców rozpowszechniony jest nacjonalizm prorosyjski, owijany iluzjami o dobroci Putina i panujących w Rosji.
Obawy rosyjskojęzycznych mieszkańców Ukrainy wobec nowych władz rządzących po ucieczce Janukowycza nie są bezpodstawne. Jedną z pierwszych decyzji nowego rządu było wykreślenie rosyjskiego jako jednego z oficjalnych języków w kraju.
Zarówno na wschodzie jak i na zachodzie kraju jest wiele osób, którzy czują odrazę do wszystkich oligarchów, jednak nacjonalizm (jak na razie) uniemożliwia ich jedność.
Niestety, podział nacjonalistyczny jest wyrażony i wzmocniony wymachiwaniem flag Ukraińskiej Armii Powstańczej na zachodzie i rosyjskich na wschodzie.
Widzimy też kolejne wymiany flag – ukraińską na rosyjską i odwrotnie – nad siedzibą administracji obwodowej w Doniecku.
Dwa nacjonalizmy
Dwa główne nacjonalizmy dzielą mieszkańców Ukrainy. Te nacjonalizmy są przeplatane z poparciem dla zachodnich mocarstw lub Rosji.
Nie chodzi tylko o nacjonalizm w wersji skrajnej. Trudno się dziwić, że pamięć ucisku i dominacji Rosji w ramach ZSRR jest wciąż żywa. Warto pamiętać też, że Tatarzy na Krymie (ok. 12 procent tamtejszej populacji) również mają swoje szczególne powody, by czuć obawy wobec ewentualnej ekspansji Rosji. Stalin wysiedlił ich do Uzbekistanu w 1944 roku.
Obawa i niechęć wobec Rosji przyczynia się do większego idealizowania Zachodu.
(Choć ten czynnik nie odgrywa w symbolice obecnych wydarzeń dominującej roli, nie zapomnijmy też o ucisku Ukraińców na zachodniej Ukrainie przez międzywojenne państwo polskie i na przestrzeni wieków przez polskich właścicieli ziemskich.)
Jak ocenić rolę faszystów?
Dominująca pozycja sił faszystowskich w organizowaniu obrony Majdanu wynikała ze słabości lewicy, a nie poglądów większości protestujących. Z kolei siła faszystów stawiała potężną barierę przed rozwinięciem zorganizowanej polityki lewicowej.
W nowym rządzie Arsenija Jaceniuka faszyści mają więcej tek ministerialnych niż w jakimkolwiek innym gabinecie europejskim od wielu lat.
Zachodnie – w tym polskie ? media i politycy zupełnie to lekceważą.
Gdy opublikowano nazwiska nowych ministrów podano, że nowym ministrem obrony został komendant Majdanu Andrij Parubij z Batkiwszczyny. To prawda, że w 2012 kandydował z listy tej partii. Większość mediów polskich nie poinformowała jednak, że wcześniej był on współzałożycielem z Ołehem Tiahnybokiem faszystowskiej partii Swoboda (jak i jej poprzedniczki, Socjal-Nacjonalistycznej Partii Ukrainy).
Zastępca Parubija, Dmytro Jarosz, jest liderem jeszcze skrajniejszego Prawego Sektora.
Swoboda ma też teki wicepremiera, ministrów rolnictwa i ekologii oraz prokuratora generalnego.
Jednocześnie trzeba podkreślić, że obecność faszystów w rządzie nie usprawiedliwia Putina do interwencji na Ukrainie. Mocarstwa często używają antyfaszyzmu jako usprawiedliwienia swoich wojen.
Mówienie, że nowy rząd ukraiński jest wynikiem faszystowskiego puczu jest czystą propagandą putinowską. To opór protestujących i odejście oligarchów od Janukowycza spowodowały wymianę elit rządzących.
Przy obecnej słabości lewicy imperializm Rosji tylko wzmacnia faszystów i wszelkie organizacje skrajnej prawicy na Ukrainie.
Absurdem jest mówienie, że Putin walczy z faszyzmem. Współpracuje on ze skrajnie prawicowym Władimirem Żyrinowskim i cynicznie zezwala na działania faszystowskich ugrupowań w Rosji.
Co dalej?
Wydarzenia na Ukrainie po raz kolejny zadają kłam twierdzeniom, że kapitalizm może być pokojowy, ?bo mamy już XXI wiek?. Owszem, kapitaliści woleliby, żeby mogli spokojnie zarabiać swoje zyski.
Jednak, jak zauważył Marks, kapitaliści są zarazem wrogami i braćmi. Umowy i układy między państwami mogą się rozsypać w błyskawicznym tempie. Szczególnie w czasach kryzysowych, jak obecne, konflikty międzypaństwowe się zaostrzają.
To samo dotyczy konfliktów między kapitalistami i między klasami społecznymi.
Na Ukrainie widzimy, jak wszystkie te konflikty są przeplątane. Kryzys wojenny rozpoczął się jako demonstracje uliczne na ulicach Kijowa i brutalna policyjna reakcja na nie.
Chociaż nie chce tego żadna ze stron, dynamika eskalacji konfliktu może doprowadzić do wojny. Napięcia wzmogły się 6 marca, gdy parlament krymski postanowił przeprowadzić przyspieszone referendum 16 marca o tym, czy Krym ma postać na Ukrainie czy włączyć się do Rosji.
Nawet jeśli do wojny nie dojdzie, nowy rząd będzie dalej atakował warunki życia zwykłych mieszkańców Ukrainy. Rząd jest przecież zdominowany przez Batkiwszczynę (Ojczyznę) – partię skompromitowanej miliarderki Julii Tymoszenko.
W dodatku do ?normalnych potrzeb? przeprowadzenia cięć dla potrzeb ukraińskiego biznesu istnieją teraz dodatkowe naciski z zewnątrz. 11 mld euro ?pomocy? Unii Europejskiej jest zależne od zgody Ukrainy na umowę z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i, co za tym idzie, wprowadzenie drastycznych cięć socjalnych. Ze strony Rosji Gazprom już podjął decyzję o cofnięciu z dniem 1 kwietnia zniżki na gaz.
Najlepszą nadzieją na przyszłość jest to, że pracownicy zjednoczą się w protestach i strajkach, tym samym przełamując nacjonalizmy, które są podporą imperialistycznych igraszek wojennych.
W obecnej sytuacji może to wydawać się dalekim celem do osiągnięcia, ale przykład Bośni, gdzie protestujący przełamali i aktywnie przeciwdziałają nacjonalizmowi, wskazuje na to, że taki bieg wydarzeń jest możliwy.
Andrzej Żebrowski
Category: Gazeta - marzec 2014