BUDŻET PARTYCYPACYJNY?
Pojęcie ?budżet partycypacyjny? jest znane przede wszystkim z brazylijskiego miasta Porto Alegre, gdzie już od 1989 roku zaczął funkcjonować jako sposób współdecydowania mieszkanek i mieszkańców o priorytetach budżetowych. Potem idea była propagowana na różnych konferencjach organizacji pozarządowych, forach społecznych itd. i wprowadzona w różnych miastach europejskich, azjatyckich, afrykańskich i amerykańskich.
Od 2011 roku budżet partycypacyjny zaczął działać w niektórych miastach polskich ? pierwszy był Sopot – a ostatnio idea dotarła do Warszawy, gdzie teraz przygotowuje się proces partycypacji w związku z budżetem na 2015 rok.
Poprzez referendum o odwołanie Hanny Gronkiewicz-Waltz, kampanię przeciw podwyżkom cen biletów ZTM i inne protesty udało się na jakiś czas spowodować, że władze miasta Warszawy znalazły się nieco w defensywie ? co najmniej o tyle, że zauważyły, że potrzebna im jest zmiana wizerunku.
Nowa ?ludzka twarz? rządzących stolicą to między innymi projekt ?budżetu partycypacyjnego? w dzielnicach miasta, czyli uczestnictwo mieszkanek i mieszkańców w decyzjach o wydaniu na zaproponowane projekty malutkiej części (0,5-1,0%) środków budżetowych w dzielnicach.
Zachwyt
Część ludzi z organizacji pozarządowych i szeroko pojętej lewicy wydaje się być zachwycona tą ideą. W Warszawie niektóre z osób zaangażowanych w różne oddolne kampanie teraz włączyły się w ten proces uczestnicząc w radach i komitetach z nim związanych.
Jest wiele czynników wskazujących na to, że taki zachwyt jest nieuzasadniony i nawet szkodliwy dla ruchów, które chcą działać na rzecz sprawiedliwości społecznej i prawdziwej demokracji.
Politykę samorządową od wielu lat cechują cięcia w wydatkach na usługi dla mieszkanek i mieszkańców, podwyżki cen, prywatyzacja, zamknięcie szkół i przedszkoli, zwolnienia pracujących i podobne antyspołeczne zjawiska. Równocześnie widzimy bliskie kontakty i wpływy biznesu i ludzi bogatych na władze miast, afery korupcyjne, nepotyzm ? zjawiska, które wiążą się z marnowaniem środków publicznych.
Przyczynę takiego stanu rzeczy można znaleźć w wielu warstwach politycznych. Po pierwsze wiadomo, że ograniczenie wydatków publicznych jest istotną cechą polityki neoliberalnej i większości rządów, jeszcze bardziej w czasach kryzysowych. Obniża się podatki dla najbogatszych, a potem z powodu braku środków i strachu na wróble, którym stał się dług publiczny, trzeba ciąć i ciąć i ciąć. W Polsce zarówno ogólna subwencja dla gmin, jak i subwencja oświatowa na rok 2014, są nominalnie mniejsze niż w 2013 roku (wg. Informacji Ministra Finansów). Kilka lat temu obniżono podatki dla najbogatszych, co oczywiście również oznaczało mniejsze dochody dla gmin.
Drugą warstwą polityki to podział tych bardzo ograniczonych środków, którymi samorządy dysponują, odzwierciedlający interesy najbardziej wpływowych grup ? na premie i diety dla wysoko postawionych osób znajdują się pieniądze, a zarobki np. przedszkolanek i pracowników socjalnych są tragiczne. Środki na stadiony i różnego rodzaju prestiżowe imprezy także zawsze się znajdują, ale gdy chodzi o stołówki w szkołach lub remonty i budowę mieszkań komunalnych, to słyszymy tylko słowa ?brak pieniędzy, brak pieniędzy?.
Po trzecie – kluczowym zjawiskiem w systemie kapitalistycznym jest podział klasowy i wyzysk jednej klasy przez drugą. Walka o wydatki budżetowe jest częścią konfliktu między pracą a kapitałem o podział produktu ludzkiej pracy.
Owoce tej pracy widać w rosnącej części produktu krajowego, która idzie na stronę kapitału, a nie na stronę pracy. Jeśli porównujemy znakomite standardy wieżowców, hoteli i centrów handlowych z szkołami, szpitalami i komunalnymi mieszkaniami widzimy, że pieniądze w społeczeństwie istnieją, ale nie są kierowane tam, gdzie są potrzeby zwykłych ludzi.
Walka o jałmużnę
W tym kontekście współdecydowanie mieszkanek i mieszkańców o 0,5-1,0% wydatków w dzielnicach wydaje się być kpiną i oznacza po prostu walkę różnych grup o jałmużnę ze strony władz. W Warszawie niektóre dzielnice są dodatkowo podzielone na rejony, które dostają pewną kwotę do dyspozycji dla procesu partycypacyjnego ? na kilkadziesiąt tysięcy mieszkanek i mieszkańców wynosi ona kilkaset tysięcy złotych, czyli ok. 10-15 zł. na jednego mieszkańca. Ile wartościowych projektów można zrealizować za np. 200-300 tys. zł? Potem ma być głosowanie nad zaproponowanymi projektami ? i do realizacji pozostaje tylko niewiele z nich. Oczywiście dobrze, jeśli zbuduje się dodatkowy plac zabaw lub coś podobnego, ale nie łudźmy się, że zmienia to w jakiś sposób układ sił w polityce samorządowej.
Władze z jednej strony odbierają ludziom środki ,a z drugiej ?hojnie? dają nam możliwości współdecydowania o okruszki ze stołu bogatych. W ten sposób ?partycypacja? oznacza tylko legitymizację dla antyspołecznej władzy.
Budżet partycypacyjny zasłania rzeczywiste stosunki panujące w polityce i gospodarce. Tworzy złudzenia, że wszyscy mieszkanki i mieszkańcy są jedną dużą rodziną, która ma wspólne interesy, że droga współpracy z rządzącymi jest lepsza niż walka i konfrontacja interesów. Daje wrażenie, że system potrzebuje tylko drobnej korekty, by dobrze funkcjonować.
Władze miasta oczywiście wolą usiąść w zamkniętych pokojach i rozmawiać z ?rozsądnymi przedstawicielami? różnych kampanii i grupami mieszkanek i mieszkańców niż doświadczać protestów, demonstracji i strajków.
Tym bardziej, że po procesie ?partycypacji? trudniej organizować protesty, ponieważ uczestniczący w nich będą czuć się współodpowiedzialni za proces budżetowy ? przynajmniej taki jest zamiar władzy.
Podział środków
Partycypując w budżetowaniu nie mamy zadawać pytań: dlaczego brakuje środków w kasach miejskich? W jaki sposób ma miejsce podział środków w społeczeństwie? Ramy, wewnątrz których projekty mają być realizowane, nie mogą być kwestionowane. Ponownie wprowadzenie trzeciego progu podatkowego dla najwięcej zarabiających nie jest przedmiotem partycypacji i współdecydowania.
Widzimy protekcjonalny stosunek do mieszkanek i mieszkańców, kiedy na oficjalnych stronach miasta Warszawy o budżecie partycypacyjnym pisze się:
?Proces przygotowania do wprowadzenia budżetu partycypacyjnego w Warszawie to również ogromny projekt o charakterze edukacyjnym. Dzięki zaangażowaniu w proces decydowania o wydatkach miejskich, mieszkanki i mieszkańcy dowiedzą się więcej o tym, jak powstaje budżet dzielnicy i jej jednostek, a także o tym, skąd biorą się środki zasilające budżety samorządowe?.
Strategia
Strategia ludzi władzy, by wciągnąć swoich podwładnych do współodpowiedzialności za system jest znana.
Strategia tych, którzy chcą zmienić system musi polegać na wzmocnieniu samoorganizacji oddolnej, a celem ewentualnej reprezentacji politycznej w radach miast lub parlamencie musi być poparcie dla kampanii, protestów i strajków mających miejsce poza parlamentem. Tylko taką drogą można stworzyć prawdziwą alternatywę dla ubogiej, ograniczonej demokracji parlamentarnej pod dominacją najbogatszych.
Prawdziwa demokracja to nie ?partycypacja?, lecz cała władza nad gospodarką i zasobami w rękach większości społeczeństwa, na bazie oddolnych komitetów w miejscach pracy i w dzielnicach. Dopóki zasoby naturalne i finansowe są skoncentrowane u coraz mniejszej liczby ludzi (85 osób posiada tyle, co połowa światowej populacji), dopóty partycypacja budżetowa jest tylko pozorem demokracji.
Ellisiv Rognlien
Category: Gazeta - luty 2014